Rozwiązujesz dyktando:
Nieprzewidziane spotkanie:
Od trzech dni mżył drobniutki, późnojesienny kapuśniaczek. Ten dzień był szczególnie przykry, bo jakiś zimny, z przeszywającym wiatrem północno-wschodnim. Niebo, dotąd jednolicie bure, przybrało wygląd brudnogranatowy. A w zapadającym szybko zmierzchu, kontury bezlistnych drzew ledwie majaczyły na tle ciemniejącego wciąż nieboskłonu. Przeraźliwy ziąb wciskał się w każdą szczelinę i przenikał do szpiku kości. Las pogrążał się w ciszy i szarówce. Nie trwało to długo, ponieważ znienacka w pobliżu rozległ się trzask łamanych gałęzi. Na zwężającej się ku duktowi drożynie pojawiło się stado żubrów. Stąpały ociężale, podrzucając łbami i przeżuwając liście rosnących w pobliżu jeżyn. Ich drogę znaczyły przetrzebione młodniki brzozowe z poobżeranymi zeń żółknącymi listkami. Przodem przeciskał się ponadsześćsetkilogramowy olbrzym ze zmierzwioną sierścią. Tuż za nim podążała równie duża, ciężarna samica. Towarzyszyła im locha z warchlakami, które chrumkając, przeszukiwały chaszcze w poszukiwaniu żeru.