Rozwiązujesz dyktando:
Gdzie rąbią, tam wióry lecą
W drugim lub trzecim tygodniu grudnia do opuszczonego domu, znajdującego się po sąsiedzku, wprowadzili się lokatorzy. Zza uchylonej zasłony dostrzegłem czwórkę dorosłych osobników i chłopca w moim wieku. Ucieszyłem się, że wreszcie będę miał towarzystwo i nie będę musiał prosić mojej rozkapryszonej siostruni, żeby pograła ze mną w siatkówkę albo koszykówkę. Z samego rana poprawiłem fryzurę i ruszyłem, by zawrzeć nową znajomość. Wiele się po niej spodziewałem. Pełen nadziei zmierzałem w kierunku zaniedbanego domostwa. Zastukałem do drzwi. Po dłuższej chwili oczekiwania ukazała się rozczochrana, ruda czupryna i spotkałem się z niechętnym spojrzeniem brunatnych oczu. Jeszcze niezrażony przedstawiłem się grzecznie:
– Cześć, jestem Kacper.
– I co z tego? O co tyle szumu? – zapytał chłopiec mało uprzejmie i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
W tym momencie uświadomiłem sobie, że raczej nie znajdę w nim przyjaciela. Gdy odchodziłem w kierunku swojego domu, słyszałem jeszcze ironiczny śmiech Jakuba. Od Łukasza dowiedziałem się, że ów osobnik to kuzyn mojej najlepszej przyjaciółki, Uli, uczeń szóstej klasy. Wśród rówieśników słynął z tego, że ciągle zapominał piórnika i nieustannie pożyczał gumkę, długopis i ołówek. Nierzadko zwracał je uszkodzone, toteż nieszczególnie lubiany był przez kolegów. Już wkrótce okazało się, że Jakub jest rzeczywiście rozzuchwalonym brutalem. W domu udawał posłusznego synusia, ale wystarczyło, że tatuś i mamusia znikli z pola widzenia, a zaczynał zachowywać się jak potwór z puszczy. Jego spacerom po parku towarzyszył dźwięk tłuczonych żarówek i miauczenie kotów. Ile złości budził we mnie ten niechlujny dzikus! Od kilkunastu dni mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Obmyślałem chytry plan przywołania Jakuba do porządku, Nie chodziło mi o ukaranie okrutnego łobuza, ale o wzbudzenie poczucia winy. Chciałem, by miał wyrzuty sumienia. Nie obyło się bez drastycznych środków, ale jak to mówią ,, Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”.