Rozwiązujesz dyktando:
Rymarz
Grzegorz Szczeżuja z Kazimierza Górnego był sławnym na całą bliższą i nieco dalszą okolicę rymarzem. Jego warsztat miał już kilkaset lat. Otworzył go jego przodek Henryk Szczeżuja, który przybył do Kazimierza Górnego z Wałbrzycha. Choć pan Grzegorz lubił swoją pracę, podchodził do niej z entuzjazmem i dawała mu ona ogromną satysfakcję, pewnego dnia zapragnął jakiejś odmiany. Odłożył uprząż, którą akurat reperował, i głęboko się zamyślił, głaszcząc bezwiednie popręg siodła pewnego wierzchowca zza rzeki. Założył skórzane trzewiki z długimi cholewkami, a później zamknął swój warsztat przy ulicy Żelaznej na zasuwę, zatrzask, kłódkę i skobel. Schował jeden malusieńki kluczyk pod ażurową wycieraczką, zaś drugi wetknął pod doniczkę z hibiskusem. Wsiadł do Autobusu, którym kierował chudy mężczyzna z bokobrodami. Miał nadzieję, że gdzieś tam- za najbliższym rogiem- czyha na niego przygoda życia.