Rozwiązujesz dyktando:
Propozycja wyjazdu w góry
Było chłodne popołudnie, kiedy mój wuj wystrzelił z nietypową propozycją:
– Góry Świętokrzyskie. Czyż to nie cudowny pomysł?
Spojrzałem się krzywo na mojego kuzyna, który siedział na żółtym, puszystym dywanie. Nie umiał jeszcze dobrze mówić, ponieważ miał tylko trzy lata, jednak zauważył mój grymas na twarzy. Wuj przyjął moje milczenie jako zgodę na podróż i odszedł do kuchni, nucąc pod nosem obcą mi muzykę. Trzy dni później siedziałem w niedużym autokarze z innymi wycieczkowiczami. Mój wujek ma czasem jakieś dziwne urojenia, ciągle chce wyjeżdżać. Ósmego lutego, czyli prawie pięć tygodni temu wyjechał do Turcji, ponieważ bardzo interesował się tamtejszą kulturą. Ja nie miałem ochoty mu towarzyszyć, jednak on nie ustaje w staraniach i ciągle chce mnie otwierać na nowe miasta, kraje, góry, ludzi, zwierzęta, po prostu- na cały świat. Przejeżdżaliśmy właśnie blisko mojej ulubionej restauracji, w której często kupowałem sobie spaghetti na wynos i kluski ziemniaczane. Uwierzcie, że tamtejsze jedzenie jest przepyszne! Teraz niestety musiałem siedzieć w tym brudnym busie, w którym ledwo można było oddychać. Ale czego nie robi się dla wuja?
Kiedy dotarliśmy na miejsce, było już późno. Przywitał nas zachód słońca, które jakby przeczuwało, że jestem tu z przymusu. Mój kuzyn został w Zielonej Górze z moją ciocią Heleną. Ciocia także nie rozumiała obsesji wujka wobec tych dziwnych, długich podróży. Weszliśmy cicho do hotelu i podeszliśmy do wysokiego blatu z napisem „recepcja”. Nikogo nie było za ladą. Jedynym śladem były tylko różowe okulary, które ktoś w pośpiechu rzucił na marmur. Wcisnęliśmy dzwonek i usiedliśmy w fotelach znajdujących na wprost lady, aby widzieć, czy nikt aby nie wrócił, by kontynuować swoją pracę. Ciężko westchnąłem. Marzyłem o gorącym prysznicu. W tym rejonie, szczególnie nocą, było okrutnie chłodno. Nie rozumiałem, dlaczego wuj nie chciał pojechać nad morze. Łowilibyśmy sumy, ukleje, szczupaki… Żartuję. Nie umiem łowić, ale chętnie ułożyłbym się w leżaku lub hamaku i opalał się na słońcu, które przyjemnie grzałoby w skórę. Tymczasem chyba powrót recepcjonistki był jeszcze daleki. Zostawiliśmy walizki w kącie i wyszliśmy z hotelu znużeni cichą, płynącą z głośników muzyką, która usypiała od pierwszych swoich nut. Orzeźwił nas powiew górskiego powietrza. Przed nami jutro długa droga. Spojrzałem na widoczny w oddali wierzchołek Gór Świętokrzyskich z czerniejącymi w tle krzyżami. Pamiętam, że jak byłem mały, to często tu przyjeżdżałem. Ostatnio odeszła mi chęć chodzenia po górach. Zrobiliśmy nieduże kółko wokół budynku, by rozprostować nogi. Prowadziliśmy dyskusję na temat układu oddechowego naszego sąsiada, Huberta, ponieważ czeka go w przyszły czwartek poważna operacja. Wuj wysuwał wiele wniosków, które według niego płyną z nieodpowiedniego stylu życia Huberta. Nie skupiłem się na tym zbyt długo, ponieważ zauważyłem, że do drzwi hotelu zmierza jakaś rudowłosa kobieta w czarnym uniformie złożonym z ołówkowej spódnicy i ciasnego żakietu. Ja i mój wuj szybko za nią podążyliśmy, przeczuwając że jest recepcjonistką- i faktycznie nią była. Kobieta szybko nas zarejestrowała i oddała nam kluczyk do naszych pokoi. Niewiele myśląc, udałem się żwawym krokiem do mojego tymczasowego miejsca pobytu. Mam nadzieję, że jutrzejsza podróż, która będzie obejmowała krętą, kamienistą dróżkę na wierzchołek Gór Świętokrzyskich, nie będzie tak nużąca jak ta dzisiejsza.