Rozwiązujesz dyktando:
Recenzja książki – 1
Po „Drogę” Cormaca McCarthy’ego sięgnęłam z kilku powodów. Najważniejszym z pretekstów było to, że tematyka, jaką porusza książka, jest w moim mniemaniu interesująca – postapokaliptyczne wizje świata i tego, co dzieje się z ludźmi, kiedy właściwie z góry są skazani na śmierć, to zdecydowanie coś dla mnie. Opis na tylnej okładce nie odzwierciedla tego, co naprawdę możemy znaleźć wewnątrz. Ciekawostką jest to, że autor wydał książkę w wieku 73 lat. Patrząc na ludzi, którzy mają za sobą już tak dużą część życia, uważamy zazwyczaj, że najbardziej wymagające dla nich zajęcia to wizyty u specjalistów i zakupy, a tu proszę – „staruszek” i może! Inspiracją były notatki, które McCarthy spisał podczas nocy spędzonej w hotelu. Tam wraz z synem zastanawiał się, jak wyglądałoby miasto za kilkadziesiąt lat. Książka może wydać się bardziej zachęcająca i obiecująca, kiedy przeczytamy, że została nagrodzona nagrodą Pulitzera, a jak wiadomo – za coś trzeba ją dostać.
Główny bohater to mężczyzna, choć postacią obecną równie często jest jego syn, którego autor nazywa chłopcem. Nie ujawnia on imion, co pozwala na wyobrażenie sobie dosłownie każdego w roli rodzica i dziecka. Młodszy z bohaterów nie zna świata „przed”, a jedynie słyszy o nim od starszego. Ojciec i syn przemierzają razem Amerykę, a właściwie jej dawne tereny w poszukiwaniu czegoś, co zapewni im utrzymanie przy życiu. Nie na zawsze, ale przynajmniej na jakiś czas, co wydaje się wręcz niemożliwe w otaczającym ich apokaliptycznym środowisku. Świat wokół szczelnie otulają ciemność i popiół. Brak elektryczności tylko potęguje efekt bezwzględnej czerni nocy i bezmiaru nicości. Zwierzęta i ludzie masowo giną. Ci drudzy, jeśli nie odchodzą w naturalny sposób, są brutalnie mordowani przez bardziej zdesperowanych, a następnie zjedzeni. Słońce nie lśni tak, jak zwykło to robić wcześniej, przysłonięte przez kłęby pyłu. Stan gleby nie pozwala na uprawę żadnych roślin… A wszystko tylko się pogarsza.