Rozwiązujesz dyktando:
Apokaliptyczne opowiadanie – 1
Już od dawna potrzebowałem nowego długopisu. Wyszedłem więc z domu, uprzednio upewniwszy się, czy wziąłem ze sobą parasolkę ochroną, ponieważ zapowiadało się na kolejną próbę nuklearną w sąsiedztwie. Zrobiły się ostatnio całkiem popularne, producenci wypuścili nawet specjalną edycję bombek atomowych dla dzieci, coby od najmłodszych lat móc zaznajamiać się z najnowszymi trendami. Wyszedłem teraz już na dobre. Po drodze potknąłem się o toczące się gluony i elektrony, nie zważając na to, że są zbyt małe, by w ogóle móc się o nie potykać, a także zostałem niemal potrącony przez niezidentyfikowany obiekt latający przypominający ogromnego, dmuchanego słonia. Nie miałem oporów, by ten fakt głośno i nieprzychylnie skomentować, co usłyszał pobliski hydrant i jak gdyby nigdy nic, bezczelnie zwrócił uwagę na moje słownictwo. Tak się składa, że nie ufam hydrantom, więc zignorowałem go zupełnie, poprawiłem hełm skafandra i poszedłem dalej. Coś czułem, że to nie będzie mój najszczęśliwszy dzień. Dotarłem w końcu do sklepu papierniczego. No, chociaż papierniczym trudno go nazwać, odkąd drzewa obraziły się za wieloletnie prześladowania ze strony ludzi i postanowiły odlecieć z powierzchni Ziemi najbliższym promem, papieru już nie produkują. Ale sprzedają tam mnóstwo innych, przydatnych rzeczy, a nazwa, jaka była, taka została. Na przykład najnowszy model sterowca niepasażerskiego, albo przeciwrakotwórcza guma. Szczególnie przydatna, odkąd wszystko zrobiło się rakotwórcze.