Rozwiązujesz dyktando:
Apokaliptyczne opowiadanie – 2
– Poproszę długopis – powiedziałem. Sprzedawca zlustrował mnie podejrzliwym wzrokiem, używając do tego wszystkich ośmiu par oczu i dwóch par uszu.
– Poczekaj pan, sprawdzę na zapleczu – zniknął za metalowymi drzwiami, a ja w tym czasie wyciągałem ze skóry potłuczone kawałki lustra.
Długopis jednak dostałem, a wraz z nim łatkę szaleńca. Wspomniałem, że nie ma już drzew? Droga powrotna była już trudniejsza. W trakcie mojego krótkiego pobytu w sklepie krajobraz zmienił się zupełnie, a raczej powinienem powiedzieć, został zmieniony przez właścicieli miasta. Takie to czasy, że człowiek nie może nawet być pewny następnej minuty. Teraz musiałem przejść niemal dwukrotnie dłuży dystans, by wrócić do domu. Zacisnąłem zęby i postanowiłem nie dać się wyprowadzić z równowagi, ale wtem ten sam hydrant, który mnie zaczepił poprzednio, zaczął do mnie strzelać niebiesko-różowymi laserami. Całe szczęście, że mój nowy długopis miał funkcję teleportacji, dzięki czemu mogłem dostatecznie szybko przenieść się w bezpieczne miejsce.