Rozwiązujesz dyktando:
Bad Mommy – recenzja – 1
Moim pierwszym spotkaniem z Tarryn Fisher była lektura książki „Never, never”, której jest współautorką. Aktualnie może pochwalić się już kilkoma bestsellerami – „Margo”, „Mimo naszych win”, „Mimo twoich łez” oraz „Mimo naszych kłamstw”. Szczerze powiedziawszy — nie powaliła mnie na kolana. Zazwyczaj nie skreślam autorów po jednym niepowodzeniu, więc do lektury „Bad Mommy. Zła mama” podeszłam neutralnie. Książka dzieli się na trzy części, każdą prowadzoną przez inną postać w roli narratora. Mamy więc psychiczną „wcale nie jestem psychopatką” Fig, psychologa „no dobrze, może trochę jestem narcyzem” Dariusa oraz pisarkę „dobre serce” Jolene. Poza nimi ważną rolę odgrywa też Mercy Moon — córka Jolene i Dariusa. Jo jest pisarką, a jej mąż prowadzi własny gabinet psychologiczny (który wykorzystuje do niecnych celów…). Para stanowi zgrane małżeństwo, które prowadzi idealne życie. Życie, którego zapragnęła Fig. Z pozoru niewinne zainteresowanie w zawrotnym tempie staje się obsesją. Zagłębiając się w historię, poznajemy prawdę. Odkrywamy, że każdy, nawet ten, komu ufamy najbardziej, może nie być taki, na jakiego się kreuje. Fig i Darius budują rzeczywistość z kłamstw. Szkodzą nie tylko sobie — ich ofiarą staje się także Jolene i mała Mercy.