Rozwiązujesz dyktando:
Mroczna materia – recenzja – 2
Pierwsze sto stron było dość mozolną przeprawą, nie licząc zwrotów akcji, z którymi można zmierzyć się łatwo. Przez ten fakt odłożyłam książę na półkę na parę tygodni, a ta przesyłała w moim kierunku tęskne spojrzenia za każdym razem, gdy sięgałam po inną lekturę. Jednak i na nią nadszedł czas pewnego styczniowego wieczoru. Ostatnie dwieście stron pokonałam w tempie ekspresowym, lecz z ograniczeniem, którym była próba zrozumienia treści związanej z zagadnieniami fizycznymi. Nie jestem jeszcze aż tak rozwiniętym umysłem ścisłym, więc pewne fragmenty musiałam analizować kilkukrotnie, by wiedzieć, z czym mam do czynienia.
Główny bohater — Jason — wzbudził we mnie pozytywne odczucia, więc zagłębiając się w fabułę, mogłam wczuć się w jego przemyślenia i to dla mnie jeden z większych plusów poza, oczywiście, treścią i wykonaniem. Myślę, że w tej kwestii nie ma rzeczy, do której mogłabym się przyczepić — bohaterowie w stu procentach mi odpowiadali.