Rozwiązujesz dyktando:
„Dziady” w Ogrodzieńcu część II
Gdy po zakończeniu inscenizacji „Dziadów” przechadzaliśmy się po dziedzińcu zamku usłyszeliśmy brzdęk łańcucha. Poczułem ciarki na plecach, a gdy popatrzyłem na Helenę zauważyłem, że jej twarz jest biała, jakby ją ktoś kredą pomalował. „Halo, czy jest tu ktoś?” – zapytałem z przerażeniem . Cisza, nikt się nie odezwał! Znowu usłyszeliśmy brzdęk łańcucha, który jakby się do nas zbliżał. Nagle usłyszeliśmy głos: „Kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nie pomoże.” „Hektor, czy to nie są słowa z Dziadów Adama Mickiewicza?” wydusiła z siebie przerażona Helena. „Są, a najgorsze jest to, że te słowa wypowiadał najcięższy duch” – powiedziałem z przerażeniem. „Jestem Stanisław Warszycki, czuję odkąd pojawiłeś się na moim zamku, że chcesz mnie o coś zapytać? Jednak nie pytaj o skarby, są tylko moje i nigdy nikomu nie powiem gdzie je ukryłem!”– krzyknął z przerażeniem. „Czy to prawda, że pojawiasz się na zamku jako czarny pies?” – to były jedyne słowa, które potrafiłem z przerażenia z siebie wydusić. „Mówiłem skarby są tylko moje nikt mi ich nie odbierze” – krzyknął donośnym głosem. „Dobrze, dobrze spokojnie, nie chcemy twoich skarbów, chcemy wiedzieć, jak to jest być duchem i to tym najcięższym?”. „Nigdy nie zaznam spokoju, moja dusza jest przeklęta za to kim byłem w życiu, nie pomogą mi ani modlitwa, ani żadna ludzka dobroć. Miałem wszystko, korzystałem z życia bezmyślnie, a ludzi uważałem za śmieci, nie doceniałem co miałem, a teraz mogę tylko patrzeć a nie mogę wziąć ani dotknąć.” „Jakich dopuściłeś się grzechów?” „Torturowałem ludzi, chłostałem ich i poniżałem, zamordowałem Magdalenę Konopacką, obiecałem córce posag, ale nic jej nie dałem, bo byłem chciwym człowiekiem. Dopuściłem się rzeczy niedopuszczalnych i nie ma dla mnie ratunku. Nawet diabeł miał mnie dość, dlatego zabrał mnie do czeluści piekła, gdzie cierpię okrutne męki. Co noc wracam tutaj pod postacią czarnego psa na długim ’ trzymetrowym łańcuchu , aby pilnować moich skarbów, ale nic mi już po ziemskich rzeczach, które ani życia mi nie wrócą, ani nie będą zapłatą za mój wieczny spokój.” Po tych słowach duch zaczął się oddalać. Staliśmy z Heleną jak wmurowani, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. Aktorzy grający w przedstawieniu, chyba nie mają świadomości, jak realnie oddali obrzęd Dziadów, skoro udało im się przywołać prawdziwego ducha. „Tej potępionej duszy nikt już nie uratuje” – wydusiłem z siebie po chwili. „Zasłużył sobie na taki los, poza tym do tej pory ma obsesję na punkcie swoich skarbów. Szkoda tylko, że je ukrył ale nikomu nie powiedział gdzie, a teraz za karę musi ich pilnować” –dorzuciła Helena. „Jaki z tego wniosek? Nie warto być chciwym, ani okrutnym, bo po śmierci czeka nas wieczna męka, zamiast spokoju w niebie” – powiedziałem. „Alleluja!” – zachichotała Helena – „Wracajmy do chaty”