Rozwiązujesz dyktando:
Złamana ręka
Dziś na lekcji wychowania fizycznego miałem dużego pecha. Po krótkiej rozgrzewce pan Gustaw, nasz nauczyciel, podzielił nas na dwie drużyny i kazał wybrać kapitanów. Po chwili rozpoczął się mecz koszykówki. Moja drużyna szybko przeszła do ataku i po chwili Hubert rzucił i zdobył trzy punkty. Za chwilę znów nasza grupa podążała z piłką w kierunku kosza i znów rzut, tym razem dwupunktowy na konto naszej drużyny. Wykrzyknęliśmy: Hura! Ale przeciwna drużyna szybko ruszyła do ataku. Próbowałem odebrać piłkę biegnącemu w kierunku naszego kosza i szykującemu się do rzutu Arturowi. Niestety odepchnął mnie mocno i przewróciłem się, uderzając wykrzywioną ręką o podłoże. Usłyszałem jakby chrupnięcie i poczułem bardzo silny ból w lewym nadgarstku. Artur skruszony podszedł do mnie, pomógł mi podnieść się i przeprosił. Usiadłem z boku na ławce, próbując powstrzymać łzy bólu, cisnące mi się do oczu. Pan Gustaw zrobił mi okład z lodu, lecz ręka była mocno spuchnięta. Po piętnastu minutach przyjechała mama i pojechaliśmy na pogotowie. Mama tłumaczyła mi, że muszę mieć zrobione prześwietlenie, żeby stwierdzić, czy ręka nie jest złamana. Wiedziałem, że to ważne, lecz martwiłem się, ponieważ w przyszłym tygodniu zaczynały się ferie i miałem jechać z przyjaciółmi na obóz narciarski. Gdy już siedziałem w samochodzie poza zasięgiem ciekawskich spojrzeń kolegów, dałem upust swemu żalowi. Popłynęły mi po policzkach tak długo wstrzymywane łzy i zacząłem cicho szlochać. Mama próbowała mnie pocieszyć, lecz na próżno. Po przybyciu na pogotowie spostrzegliśmy, że jest dość długa kolejka. Usiedliśmy na krzesłach w oczekiwaniu na wezwanie lekarza. Po przeszło godzinie czekania zostałem poproszony do gabinetu. Lekarz, po krótkich oględzinach mojej ręki, wypisał skierowanie na prześwietlenie. Miałem złe przeczucia. I rzeczywiście mój strach nie był bezpodstawny. Ręka okazała się złamana, ale na szczęście bez przemieszczenia. Lekarz założył mi gips aż na półtora miesiąca. I tak oto moje marzenia o wyjeździe na obóz przepadły. No cóż, trudno. Mama przyrzekła, że za to na wakacjach pozwoli mi pojechać na kolonię nad morze. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.