Rozwiązujesz dyktando:
Dyktando o pająku w pokoju
Około dwa lata temu byłem z mamą u jej koleżanki, której syn, sporo starszy ode mnie, miał wyjątkowo specyficzne hobby. Otóż hodował pająki. Miał w pokoju ze trzydzieści mikroterrariów dla tych paskudków, każdy z nich był praktycznie inny. Jednym dawał do jedzenia żywe robaki, tym większym myszy. Niby wszystko było bezpieczne i zamykane porządnie na kluczyki, ale i tak bez przerwy się otrzepywałem. Nie chciałem pokazać po sobie strachu i okazać się tchórzem, ale, przyznam się szczerze, ulżyło mi, kiedy wróciliśmy do domu. Wolę nasze koty i królika od tych wątpliwej urody pajączków. Po całym dniu z przyjemnością zanurzyłem się w sen. Obudziłem się, ponieważ chciało mi się pić. Nie mogłem po omacku znaleźć butelki z wodą, więc zapaliłem małą lampkę. Na biurku kątem oka zobaczyłem jakiś ruch. Oniemiałem! Na blacie siedział wielki, włochaty, czarny pająk-gigant, a naokoło niego siedziały setki malutkich pajączków. Od okna rozciągała się po pokoju aż do szuflad komody ciężka, wilgotna pajęczyna, po której biegały kolejne maluchy. Rosły w oczach. W gardle zamarł mi okrzyk przerażenia, bo nagle duży pająk kwiknął (!) i podskoczył, a wszystkie maluchy jak na komendę odwróciły się moją stronę. Duży wydał kolejne hasło następnym kwiknięciem i całe to towarzystwo rzuciło się w moją stronę. Odblokowałem się, wierzgnąłem, krzyknąłem z całych sił i… spadłem z łóżka – ponieważ się obudziłem! Uff… na szczęście nic na mnie do domu nie przyszło, to był tylko nocny horror, ale tak rzeczywisty, że do dzisiaj widząc pająka schodzę mu z drogi. Strzeżonego…