Rozwiązujesz dyktando:
4:30
Była godzina 4:30. Na sali operacyjnej właśnie umiera pacjentka. Parę miesięcy wcześniej zdiagnozowano u niej nowotwór płuc. Kobieta dusiła się i szarpała. Płyn powoli wypełniał jej chore płuca, a ona dalej konwulsyjnie wciągała powietrze. Pielęgniarka pędem wybiegła po morfinę. Drzwi od pokoju pacjentki gwałtownie się zamknęły. Z części sąsiednich pokoi dało się słyszeć rozdrażnione krzyki innych pacjentów, którzy zostali przebudzeni ze snu. Śpiąca w fotelu kobieta, obudzona gwałtownie zatrzaśniętymi drzwiami, nerwowo ścierała z podłogi przypadkowo wylaną kawę. Mogłoby się wydawać, że osobą, która najbardziej cierpi, jest umierająca pacjentka, ale w całym tym chaosie, na jednym z krzeseł siedział mężczyzna. Po policzku spływała mu jedna słona łza goryczy, rozpaczy, bólu, bezsilności. Owym człowiekiem był mąż pacjentki.