Rozwiązujesz dyktando:
Dziennik meteorologa
Dwudziesty szósty lutego, czwartek, godzina ósma trzydzieści siedem. Wschód słońca tuż przed siódmą. Pochmurnie i wietrznie. Trawa wokół pokryta przejrzystą rosą. W przybrzeżnym miasteczku, o tej porze roku, słychać pierwsze dźwięki kutrów i krzyki rybaków. Kolejny żmudny, uciążliwy dzień.
Drugi marca, późne popołudnie. W końcu przełom. Najpierw szaruga, burzowe chmury. Po chwili potężny wiatr, przeszywające zimno i porządny deszcz. Przerażający huk, jeden grzmot za drugim. Błysk piorunów porażających pobliskie brzozy. Czyżby sztorm? Niebo nad morzem brunatno-purpurowe, plaża niewidoczna przez wirujący piasek. Huragan. Dwumetrowe fale trzaskające o skały. Kilkadziesiąt sekund i cisza. Nieprzewidywalne zjawisko o dalekosiężnych skutkach.