Rozwiązujesz dyktando:
„Śniło mi się, że znalazłam się w ogrodz
Pewnego dnia, kiedy już zaszło gorące słońce, wróciłam do domu po wyjątkowej wycieczce rowerowej. Wyjątkowej, ponieważ już dwa miesiące przebywam ciągle w domu. Nie mam bezpośredniego kontaktu z rówieśnikami, wyjść z domu do mojego ogródka też nie mam kiedy, a lekcji mam chyba stąd do księżyca. Jak to jest możliwe, że w ciągu jednego dnia, jednej godziny, jednej minuty, a może nawet i sekundy, cały świat się zawalił? Przyszłam do swojego pokoju i myślałam, kiedy to się skończy? Czy będę mogła wrócić do szkoły? Czy jeszcze spotkam się z kolegami i z koleżankami? Czy wszystko będzie tak jak dawniej? Czy będę w stanie spełnić swoje marzenia? Z tymi dręczącymi pytaniami położyłam się spać, z myślą, że wszystko będzie dobrze. Zasnęłam.
Często mam dziwne sny. Nawet czasami się zdarza tak, że wszystko co mi się śniło, sprawdza się w prawdziwym życiu. Nie wiem jak to się dzieje, ale na pewno ten sen się nigdy nie powtórzy. Śniło mi się, że leżę sobie na zielonej trawie, słońce mocno grzeje i słyszę czyjś głos. Wstaję, rozglądam się dookoła, a tu nic. Przechodzę, obok drzewka, ślicznych róż, aż tu nagle coś spadło mi na głowę. Patrzę i nie zgadniecie co ja widzę! Małe gniazdko, a w nim trzy małe pisklątka ze swoją mamą rudzikową. No, ale co. Tylko pisklaki są w tym miejscu? Tu musi ktoś być. Przecież na Ziemi jest mnóstwo ludzi. Idę dalej. Słyszę jakieś wrzaski, śmiechy. Odskoczyłam z przerażenia i schowałam się za drzewem. A co jak to jakieś potwory? Tylko zjedzą mnie żywcem, jak się pokażę. A nie będę przecież ta jedyna co się wiecznie czegoś się boi. Pójdę! Jak nie ja, to przecież kto? Więc poszłam. Widzę, że tu są jakieś dzieci. Jedna dziewczynka i dwóch chłopców w mniej więcej tym samym wieku. A, że na wstydziocha nie przystało, postanowiłam się zapytać jak się nazywają, no i pytanie klucz.: Gdzie ja jestem? Podeszłam do nich i się przedstawiłam. Dowiedziałam się, że dziewczynka to Mary, a ci dwaj chłopcy to Dickon i Colin. Bardzo się zdziwili, jak tu się znalazłam. Chyba odpowiedzi na to pytanie jestem ciekawa tak samo jak i oni.
– A co ty tutaj robisz? Ktoś cię tu nadesłał? – zapytał mnie się nieznany mi wcześniej chłopiec.
– Boję się, że mi nie uwierzycie, ale wam powiem. – i usiedliśmy wszyscy w kręgu obok pięknego drzewa.
– No to opowiadaj, jak się tu znalazłaś? – zapytała Mary.
– To tak, śniło mi się, że leżałam sobie na trawie i mocno świeci słonko. Postanowiłam, że wstanę i przejdę się po okolicy, żeby chodź trochę rozpoznać otoczenie… – Mówiłam. Opowiedziałam im w sumie całą historię, ale ku mojemu zaskoczeniu nie zdziwili się specjalnie. Podobno oni przeżyli jeszcze bardziej zaskakujące chwile, więc to ich w ogóle nie zdziwiło. Wytłumaczyli mi również, gdzie ja jestem. Podobno znajduję się w tajemniczym ogrodzie. Nie wiem czemu ten ogród tak nazwali. Mówili też, że dzieją się tu czary. Colin, który kiedyś nie chodził, teraz biegnie jak szalony i zawsze wygrywa ich mini wyścigi. Albo Mary, kiedyś był żółta, brzydka, a teraz? Piękna, rumiana dziewczynka.
Po dwóch godzinach rozmawiania, zaczęliśmy się bawić w berka w ogrodzie.
Ale się śmialiśmy. Nawet poczułam się jakbym znała ich od lat! Kiedy już się zmęczyliśmy tą zabawą, akurat zaczął padać deszcz więc postanowiliśmy wrócić. Z początku nawet nie wiedziałam gdzie będziemy iść, ale potem wszystko powiedzieli i ruszyliśmy w drogę. Jeszcze przed opuszczeniem ogrodu Mary zamknęła furtkę kluczem, który wyglądał inaczej niż wszystkie. Był taki zardzewiały, jakby sto lat temu go używano. Jak Mary zamknęła furtkę na klucz poszliśmy do domu Colina i Mary. Długo nam zeszło zanim wróciliśmy do środka, bo moi nowi koledzy chcieli mi pokazać inne uliczki ogrodu. Było tak pięknie, jak w bajce! No, ale jak już wróciliśmy, weszliśmy do środka i pobiegliśmy do pokoju Colina, ale tak, żeby nas nikt nie widział. Byliśmy tacy zdyszani od tego biegania. Nigdy nie byłam taka zmęczona. To tak, jakbym przebiegła kilka maratonów naraz. W sumie to dobrze. Przynajmniej trochę się poruszałam dla odmiany, zamiast ciągle ślęczeć nad książkami. Dla jeszcze większej zabawy schowaliśmy się wszyscy, oprócz Colina do szafy i pod łóżko by bez żadnego zdziwienia służby mogli przyjść do pokoju i spełnić życzenie jego pana. Od tego biegania byliśmy tacy głodni, że ustaliliśmy, żeby Colin rozkazał służbie przynieść cztery dzbany gorącej, gęstej czekolady i pięć misek pianek. Pięć, ponieważ chcieliśmy się jeszcze obrzucić tymi piankami. Wiecie, tak dla zabawy. Gdy służba wręczyła chłopcu zamówienie od razu wyszła, a my na wszelki wypadek zamknęliśmy drzwi na klucz, żeby nie było niepotrzebnych problemów. Tak głośno się śmialiśmy pijąc czekoladę i jedząc pianki, że chyba całe miasteczko nas słyszało. Na koniec obrzucaliśmy się piankami. Ja i Mary to była jedna drużyna, a Colin i Dickon tworzyli drugą. To jest lepsza zabawa niż bitwa na poduszki. Mówię wam. Gdy już każdy był zmęczony i przesłodzony czekoladą, usiedliśmy na fotelach zaczęliśmy sobie zadawać pytania, na które pytający nie znał odpowiedzi. Kiedy padło na mnie, zapytałam się Mary.
– Dlaczego ten klucz, którym zamykałaś ogród był taki zardzewiały? Wyglądał na stary.
– Kiedyś, kiedy jeszcze żyła mama Colina ten ogród tętnił życiem, lecz gdy na panią Craven spadł konar drzewa, pan Craven postanowił zamknąć ogród i zakopać klucz, żeby zapomnieć o całym zdarzeniu. Podobno ten ogród był zamknięty przez dziesięć lat. To sporo jak na taki ogród. Przecież powinno tam wszystko już uschnąć. Gdy dowiedziałam się o tej historii, bardzo chciałam ten ogród odnaleźć. Właśnie klucz i wejście do ogrodu pomógł mi znaleźć rudzik. Gdy weszłam po raz pierwszy do ogrodu, byłam oszołomiona. Ten ogród żył. Jeszcze żył i…
– I co? I co? O niee! – budzik zadzwonił. Przerwał mi sen!
Hmm, dlaczego tak jest, że gdy budzik zadzwoni, od razu przerywa ci sen? To
jest nie do wytrzymania! A tak byłam ciekawa co było dalej, a teraz znów czeka mnie ta szara rzeczywistość. Śniadanie po dwunastej, bo oczywiście przed jak i między lekcjami nie ma kiedy, ponieważ jest lekcja po lekcji i ciągłe siedzenie w domu oraz czekanie, kiedy będę mogła kolejny raz pojechać na rowerze. Mam nadzieję, że wkrótce dowiem się jak było naprawdę z tym tajemniczym ogrodem, a Mary, Colina i Dickona spotkam w prawdziwym życiu, bo to naprawdę cudowni ludzie.