Rozwiązujesz dyktando:
Dwa potwory.
Dawno temu, wśród czarnego bezdroża, na biegunie galaktycznym, na samotnej wyspie gwiezdnej, był układ poszóstny; pięć jego słońc krążyło samotnie, ostatnie zaś miało planetę że skał ogniowych, z niebem jaspisowym, a na planecie rosło na potęgę państwo Argensów, czyli Srebrzystych. Wśród gór czarnych, na równinach białych, stały ich miasta Ilidar, Bizmalia, Sinalost, lecz najwspanialsza była stolica Srebrzystych Etema, w dzień jak lodowiec niebieski, w nocy jak gwiazda wypukła. Od meteorów chroniły ją mury wiszące i pełno stało na niej chryzoprasowych budowli, jasnych jak złoto, turmalinowych i odlewanych z morionu, więc czarniejszych od próżni. Najpiękniejszy był jednak pałac monarchów argenckich, podług ujemnej architektury wzniesiony, gdyż budowniczowie nie chcieli stawiać granic ani wzrokowi, ani myśli, i była to budowla urojona, matematyczna, bez stropów, dachów czy ścian. Panował z niej ród Energów nad całą planetą. Za króla Treopsa Syderyjczycy Azmejscy napadli na państwo Energów z nieba, metalową Bizmalię z asteroidami w jedno obrócili cmentarzysko i wiele innych zadali Srebrzystym klęsk, a dopiero młody król Iloraks, połyarcha niemal wszechwiedny, wezwawszy najmędrszych astrotechników, kazał otoczyć całą planetę systemem wirów magnetycznych i fosami grawitacyjnymi, w których czas pędził tak rwący, że ledwo jakiś napastnik nierozważny tam wstąpił, już sto milionów lat albo i więcej minęło, i że starości w proch się rozsypał, nim jeszcze zdążył łuny miast argenckich zobaczyć. Te niewidzialne przepaście czasu i zasieki magnetycznie broniły dostępu do planety tak dobrze, że mogli Argensi przejść do ataku. Wyruszyli wtedy na Azmeję i poty jej słońce białe promieniomiotami bombardowali i drażnili, a zażegli na nim pożogę jądrową; stało się ono Supernową i spaliło w objęciach pożaru planetę Syderyjezyków.