Rozwiązujesz dyktando:
Letnie popołudnie:
Wzdłuż przejrzystej strużki bujały gałązkami przygarbione brzózki, a w poprzek niej, wśród buków i jarzębin biegły piaszczyste żółte dróżki. W pobliżu nich sczerniały bór odrzynał półkolisty horyzont od purpurowego nieba. Zza drzew wynurzyły się dwie trzpiotki, papużki-nierozłączki – Bożenka z Marzenką. Rozgrzane żarem południa, wachlowały się olbrzymimi liśćmi lepiężnika japońskiego, porównując jego żyłkowanie i skórzastą strukturę do co nieco delikatniejszych macierzystych żurawek. Niepostrzeżenie zbliżyły się do pochylonej chatki, przy której stała nieduża ławeczka z heblowanych deszczułek. Leżał na niej Józio, znużony dwuipółgodzinną harówką przy odkuwaniu zasuwki, przerdzewiałych śrubek i innych drobiażdżków od miniszkatułki, w której rzekomo znajdował się ważny dokument lub cenna biżuteria. Tuż obok przycupnęła staruszka urzeczona przecudnym pejzażem. Rozmarzona powolutku pruła na wpół struchlałe płótno i popijała oranżadę z różowej filiżanki z obtłuczonym uchem.