Rozwiązujesz dyktando:

Baza Sokołowska.

Rzucony z daleka od miasta transport, a mówiąc potocznie baza, gniótł się na peryferiach Woli w zaułku ulicy Sokołowskiej. Stanowczo słowo baza brzmiało zbyt szumnie, obszernie w odniesieniu do tego, małego placyku, zatłoczonego samochodami od płotu do płotu. Garaż był to dawny magazyn żelaza. Pośrodku stała dobudowana z desek obitych papą budka dyspozytora; dalej na końcu placu był warsztat: beztrosko królował gruby Gienek Durczak że swoją brygadą. Po placu, wśród samochodów, pomocników, szoferów, uwijał się kierownik techniczny bazy, kulawy Rustecki. Do Rusteckiego mówiło się „szefie”. Szef pasował do tej całej kołowaniny- że swą ruchliwą postacią, donośnym, ochrypłym głosem, wyszmelcowanym czarnym fartuchem, wreszcie że swymi pokancerowanymi rękami. Te nieforemne ręce potrafiły wszystko: wyregulować najbardziej oporny gaźnik, uciszyć klapiący zawór, zmusić do gadania milczący silnik.

Zaloguj się, aby rozwiązać dyktando