Rozwiązujesz dyktando:
„Podróżnik” cz. I
Ponad trzy lata nieobecności w rodzinnych stronach i włóczęgi po świecie zmieniły mnie nie do poznania.
Trudno było rozstać się z ukochaną małą ojczyzną. Porzucałem urocze, brukowane uliczki, strzeliste drzewa, które straszyły mnie za dziecka i najbliższych przyjaciół mieszkających tuż obok. Zanim wyruszyłem w moją podróż, dopadło mnie wahanie: czy aby na pewno jestem w stanie porzucić dotychczasowe życie i wyruszyć w nieznane? Tam przecież może mnie czekać gorzkie rozczarowanie, nędza i żywot żebraka. Przez błahy powód – żądzę przygód – jestem w stanie stracić tak wiele! Widząc jednak, że ukochana rodzina i przyjaciele życzą mi jak najlepiej i obiecują pomóc w razie potrzebny, zdecydowałem się wyruszyć ze swego domu.
Wojaże swe rozpocząłem od pożegnania się urodzajem pól z mojej okolicy. Gdy już nie ukazywał się on moim oczom, zawiązałem ponownie moje trzewiki, zarzuciłem bagaż w postaci torby na plecy i żwawo ruszyłem przed siebie. Szedłem poprzez gesty bór, mijałem pola z rzadko występującym plonem, lichym i nieurodziwym, aż poczułem ogromne zmęczenie. Zaczął mi także doskwierać głód, był wszakże już drugi wieczór od początku mej wędrówki. Stwierdziłem, że czas uszczuplić moje zapasy. Rzuciłem torbę na ziemię, szukając czegoś pożywnego do spożycia. W moim bagażu znajdował się słój miodu, trochę chrzanu, pyszny chleb domowej roboty oraz warzywa. Cóż, z pewnością pokarm mój nie miał długiego terminu ważności, ale był cudowny w smaku. Sięgnąłem po rzodkiewkę i chwyciłem pajdę chleba w dłoń. Pomagając sobie nożem, zjadłem kolację. Po skończeniu posiłku, rzuciła się na mnie nagle senność. Nie wypadało jednak spać w niemal gołym polu, rozglądałem się więc za dogodnym miejscem do spoczynku. Jedynym przyzwoitym schronieniem przed możliwą ulewą była olcha. W zasięgu wzroku nie znalazłem żadnego innego schronienia. Z niechęcią chwyciłem swoje bambetle i ruszyłem ospale ku drzewu. Po pokonaniu dzielącego nas dystansu, ułożyłem torbę pod głową, stopy oparłem o pień, nasunąłem kapelusz na twarz i korzystałem z zasłużonego odpoczynku. Ach, tak właśnie wyglądał początek mych przygód!