Rozwiązujesz dyktando:
Podróż w kosmos
Pewnego dnia udałem się z moim przyjacielem Krzyśkiem na łąkę, żeby pograć w piłkę nożną. W pewnej chwili wydarzyło się coś dziwnego. Usłyszeliśmy głośny szum a później huk. Stanęliśmy jak wryci, zdumieni widokiem przedziwnego, okrągłego pojazdu, który właśnie lądował na łące. Uderzył w podłoże i się zatrzymał. Ustał też wydobywający się z niego szum. Pełni strachu zaczęliśmy krzyczeć i rzuciliśmy się do ucieczki. Biegłem za Krzyśkiem, co chwilę patrząc do tyłu. Niestety byłem nieostrożny, zahaczyłem stopą o wystający korzeń dębu i przewróciłem się. Poczułem ból w nodze. Próbowałem wstać i chciałem dalej uciekać, lecz strach zupełnie mnie sparaliżował, gdy ujrzałem dziwne istoty zbliżające się w moim kierunku. Już po niedługiej chwili otoczyły mnie. Cóż to były za cudaczne postacie, zielone od stóp do głów, o dużych, okrągłych, czarnych oczach i bez nosów. Ubrani byli w kostiumy kosmonautów i cicho mruczeli. Robili też takie dziwne miny. Byłem przerażony i zacząłem wrzeszczeć ile sił w płucach. Ratunku! – krzyczałem. W pewnej chwili jednak coś zauważyłem. Gdy na nich spojrzałem, zwróciłem uwagę na ich usta. Dostrzegłem na nich coś na kształt uśmiechu. Zrozumiałem, że się po prostu do mnie na swój sposób uśmiechają i przestałem się już tak bardzo bać. Nagle jeden z nich zbliżył się do mnie, spojrzał mi prosto w twarz i chwycił moją dłoń. Wiedziałem, że chciał mi coś przekazać. Pociągnął mnie za rękę, więc podążyłem za nim. Nadal trochę odczuwałem strach, ale byłem też bardzo ciekawy, co się wydarzy. Dziwni towarzysze zaprowadzili mnie na swój statek. Z wrażenia aż zaparło mi dech w piersiach. W pewnej chwili jeden z kosmitów przemówił ludzkim, trochę skrzeczącym głosem. Przedstawił się mówiąc, że ma na imię Blup. Spytał mnie, czy chciałbym przelecieć się ich statkiem. Odrzekłem, że z wielką chęcią. Byłem zachwycony taką możliwością i uznałem, że to będzie super przygoda. I odlecieliśmy. Statek z szumem uniósł się do góry i z dużą prędkością sunął w powietrzu. Blup mówił, że pochodzą z Marsa i że właśnie tam zmierzamy. Po kilku godzinach moim oczom ukazała się przedziwna planeta. Wszystko było tam w kolorze czerwonym, tylko domy kosmitów były zielone. Blup przedstawił mnie rodzinie ufoludków. Wszyscy tu byli towarzyscy i bardzo przyjaźnie nastawieni. Przyjęli mnie z dużą życzliwością i uprzejmością. Zaprosili mnie na poczęstunek, na którym podali czerwone pulpety w żółtym sosie z jakichś dziwnych, nieznanych mi owoców. Pychota! Po posiłku Blup oprowadził mnie po swojej planecie i w skrócie opisał czym się zajmują. Pokazał mi też swoją hodowlę kosmicznych kwiatów. Później nauczył mnie grać w ich ulubioną grę, w której używa się specjalnych, czerwonych kamyków. Bardzo przyjemnie spędziliśmy czas. Byłem już trochę zmęczony i chciałem wrócić do domu, więc Blup zaproponował, że mnie odwiezie. Pożegnałem się z ufoludkami. Żal było stąd odjeżdżać a jeszcze bardziej żal wysiąść z tego cudownego pojazdu. Byłem smutny, lecz musiałem już wrócić do domu. Poprosiłem Blupa, żeby tu jeszcze kiedyś przyleciał. Stałem i machałem mu na pożegnanie, patrząc jak odlatuje. Wiedziałem, że będę za nim tęsknił. Odwróciłem się i ruszyłem do domu, myśląc o tym, jak się Krzysiek zdziwi, gdy mu opowiem o mojej kosmicznej przygodzie. Pewnie mi nie uwierzy.