Rozwiązujesz dyktando:
Ach, wakacje…
Rozżarzone słońce. Znużony włóczęgostwem obieżyświat wszedł mimochodem do leśniczówki na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej. Od przedwczoraj nie zmrużył nawet oka, toteż od razu zmorzył go sen. W środku chatki ani żywej duszy, drzwi, otwarte niemalże na oścież, wkoło głucha cisza. Pośrodku izdebki mosiężny lichtarz rzucał brzask na lodówkozamrażarkę. Wewnątrz, w brytfance zapewne na wpół surowe bakłażany, lekko kwaśny kompot z rzewienia na hebanowym, kruczoczarnym dzbanuszku.”Jak by tu uszczknąć co nieco z nie swojego obiadku?” – na półjawie z cicha mruknął turysta. Naraz strwożył go nie lada gruchot zza węgła. Rozległo się potężne łubu-du, jakby tąpnięcie, chrzęst pozsychanych rózg. Zszokowany wędrowiec, czując się nieswojo, krzyknął wniebogłosy: „Horror, przerażające skrzeczenie, tuż-tuż widmo bestii, szarobury niedźwiedź!”. W okamgnieniu z pomocą podążyli pilarze. Przysparzając hałasu co niemiara, urządzili ścinkę ponadstuletnich drzew. Czyhające niebezpieczeństwo odeszło w niepamięć, ale wędrownikowi przypomniało czasy, kiedy jako pięcioipółletnie pacholę nie raz, nie dwa, lecz prawie że na co dzień tak mocno przeżywał nowo poznane bajki. Nieraz żałował, że owa wrażliwość na pewno minęła już bezpowrotnie. „Strumieńska Żaba” 2006