Rozwiązujesz dyktando:
Dyktando o nauce zdalnej
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, lubię się uczyć. Lubiłem od małego, już w przedszkolu, dlatego też dostałem zalecenie do rozpoczęcia nauki o rok wcześniej. Już w wieku pięciu lat biegle czytałem, pisałem i generalnie radziłem sobie. Szkoła w czasie edukacji wczesnoszkolnej mnie nudziła, to, co robiliśmy w miesiąc, ja robiłem w trzy dni. Taki typ, takie geny. W starszych klasach, przy podziale na większą liczbę przedmiotów, nauka okazała się być nieco ciekawsza. To, co przeszkadza mi w „klasycznej szkole”, to chaos, harmider i nieporządek. Zawsze ktoś krzyczy, ktoś przeszkadza, trudno o skupienie się na wiedzy i na nauczycielu. W czasie nauki zdalnej nauczyciel po prostu wyciszał uczniów jako prowadzący i udzielał głosu poszczególnym osobom. Prace domowe miały określony termin, dodatkowe projekty również, informacje o pracach klasowych były z odpowiednim wyprzedzeniem, niezapowiedziane kartkówki nie były trudne, można było udzielać się w wielu innych formach on-line. Ład, porządek, cisza, spokój. Jeżeli nauczyciel był przy głosie, nie było żadnych „przeszkadzajek” ani rozpraszaczy. Czułem się jak ryba w wodzie, jestem dosyć introwertyczny, lubię sam wyznaczać cel i czas pracy, a dodatkowo lubię skupić się na tym, co ktoś przedstawia. Jak uważnie słucham, to nie potrzebuję dużo dodatkowego czasu na naukę, wiedzę przyswajam na bieżąco. Mieliśmy też wiele dodatkowych zadań i doświadczeń do samodzielnego przeprowadzenia, które stacjonarnie byłyby niemożliwe. Kończę ten rok ze średnią ocen 5,83. Mam lekki niedosyt, bowiem niewiele brakowało mi do średniej 6,0, ale… wiadomo, że nie da się być prymusem z każdego przedmiotu. Moja mama jest ze mnie dumna, ja z siebie też, więc nie ma czego żałować, tylko trzeba cieszyć się tym, co ma. Tym bardziej, że duża część moich szkolnych kolegów ma poprawki w sierpniu, to wynik braku systematyczności i grania w gry online w czasie nauki online! Zabrakło samodyscypliny. A szkoda…