Rozwiązujesz dyktando:
Dzień patrzenia w niebo
Kiedy życie czasem daje w kość, mam dosyć absolutnie wszystkiego, wkurza mnie nawet odkurzacz, bo się na mnie patrzy, a bzyczenie much czy innych pszczółek sprawia, że krew wrze w żyłach… marzę tylko i wyłącznie o tym, żeby zniknąć z miejsca, w którym aktualnie się znajduję i magicznie, w trybie natychmiastowym, znaleźć się w przysłowiowych Bieszczadach. Mogłyby być oczywiście Himalaje, w ostateczności inne góry, byle wysokie i bez dzikich tłumów turystów naokoło mnie. Chciałbym mieć prywatną, osobistą łąkę, z miękką, zieloniutką i świeżutką trawą, cudownie pachnącymi kwiatami i ukochany kocyk w szkocką kratkę. Położyłbym się na nim i po prostu patrzył, patrzył, patrzył w niebo. Oglądałbym przesuwające się powoli chmury i wyobrażał sobie najpiękniejsze obrazy świata. Może byłbym jednym z tych obłoczków u góry i goniłbym koleżanki i kolegów? Może razem z przyjaciółmi uśmiechalibyśmy się od ucha do ucha do ludzi leżących na ziemi, takich jak ja? Może jako chmurka-kózka przeleciałbym szybkim kłusem nad morze i z powrotem? Może poleciałbym do lasu? Może bawiłbym się w berka i chowanego z ptakami i helikopterami? A może jednak wyrzuciłbym swoją złość w centrum ruchliwego, zatłoczonego i hałaśliwego miasta, powodując najpierw mżawkę, a potem dżdżysty deszcz, a na końcu zafundowałbym ulewę, grzmoty, burzę i błyskawice. I gdybym już uspokoił skołatane emocje i nerwy, gdybym wyrzucił, czy dosłownie wylał swoje negatywne myśli na zewnątrz, mógłbym się wyluzować i wrócić do stanu pełnego spokoju, radości i pozytywnego nastawienia do wszystkiego. Heh… tak pomarzyć dobra rzecz. Patrzeć w niebo też dobra rzecz. Życie jest piękne, ale czasem każdy potrzebuje resetu. Polecam Wam szczerze i gorąco patrzenie w nieboskłon!