Rozwiązujesz dyktando:

Koszmar zbója Józia

Okrutny zbój Józio wyruszył w podróż na zachód chcąc ujrzeć erupcje wulkanu. Zabrał ze sobą włócznię samuraja, białoruskie bojówki, powłóczysty tiul, musujący napój i literaturę popularnonaukową gdyby mu się nudziło w podróży. Nagle jego oczom ukazał się monumentalny cokół o nierównomiernych półprostych. Za nim stała turecka katapulta, za którą chował się lubieżny obdartus. Józio miał nieszczególny stosunek do typów tego pokroju. Na przekór regułom wziął nogi za pas. Zaburczało mu w brzuchu – trochę ze strachu, a trochę z głodu. Przystanął pod spróchniałą gruszą robiąc sobie krótki postój. Opróżnił szybko musujący napój a pustą butelkę wyrzucił na trawę. Miał trudny rebus do zgryzienia – uciekać czy zostać? Udał się w stronę kościoła na wzgórzu. Żółciutki kundelek o kukułczym mózgu wyskoczył zza długiego wąwozu głośno ujadając. Zbój Józio zbladł od stóp do głowy. Brukowaną ulicą przejeżdżała dorożka. Zerwała się burza z piorunami… Tego dla zbója było już za dużo… Dał upust swoim emocjom i podniósł wielki krzyk… Cóż to? Nagle patrzy, a tu jego łóżko, pokój, ulubiony miś… Na szczęście to był tylko okrutny sen…

Zaloguj się, aby rozwiązać dyktando