Rozwiązujesz dyktando:

Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej

A ty do­kąd,
tam już tyl­ko dym i pło­mień!
– Tam jest czwo­ro cu­dzych dzie­ci,
idę po nie!

Więc, jak to,
tak od­wyk­nąć na­gle
od sie­bie?
od po­rząd­ku dnia i nocy?
od przy­szło­rocz­nych śnie­gów?
od ru­mień­ca ja­błek?
od żalu za mi­ło­ścią,
któ­rej ni­g­dy do­syć?

Nie że­gna­ją­ca, nie że­gna­na
na po­moc dzie­ciom bie­gnie sama,
pa­trz­cie, wy­no­si je w ra­mio­nach,
za­pa­da w ogień po ko­la­na,
łunę w sza­lo­nych wło­sach ma.

A chcia­ła ku­pić
bi­let,
wy­je­chać na krót­ko,
na­pi­sać list,
okno otwo­rzyć po bu­rzy,
wy­dep­tać ścież­kę w le­sie,
na­dzi­wić sie mrów­kom,
zo­ba­czyć jak od wia­tru
je­zio­ro się mru­ży.
Mi­nu­ta ci­szy po umar­łych
cza­sem do póź­nej nocy trwa.

Je­stem na­ocz­nym świad­kiem
lotu chmur i pta­ków,
sły­szę, jak tra­wa ro­śnie
i umiem ją na­zwać,
od­czy­ta­łam mi­lio­ny
drukowanych zna­ków,
wo­dzi­łam te­le­sko­pem
po dzi­wacz­nych gwiaz­dach,

tyl­ko nikt mnie do­tych­czas
nie wzy­wał na po­moc
i je­śli po­ża­łu­ję
li­ścia, suk­ni, wier­sza –

Tyle wie­my o so­bie,
ile nas spraw­dzo­no.
Mó­wię to wam
ze swe­go nie­zna­ne­go ser­ca

Zaloguj się, aby rozwiązać dyktando