Rozwiązujesz dyktando:
Nawiedzony dwór 3
– Ach! – krzyknęła Róża z przerażeniem. Domostwo, które ujrzeli, nie było przyjemnym, uroczym pałacykiem lub uboższą, ale zadbaną chatką. Ten budynek był czymś, czego w życiu na oczy nie widzieli, czymś, co nie było spotykane w ich miasteczku na co dzień. Wybite okiennice, poharatana podmurówka, przeżarta rdzą rynna, a na ledwo trzymającej się w pionie balustradzie, widoczne były wyrznięte nożem te same fikuśne wzorki, które znajdowały się na karteczce Róży. Sceneria niczym z najgorszego horroru. Nagle znikąd zaczęło wiać i padać, dlatego przyjaciele musieli ukryć pod najbliższym dachem. Jednakże wybór był żaden. Nie pozostało im nic innego, niż wejście do tego przerażającego domu, by schować się przed żywiołem. Może rzeczywiście byli tam bezpieczni od zimna i przemoknięcia, ale czy nie czyhało na nich inne zagrożenie? Powolutku i z największą ostrożnością weszli do środka przez drzwi, których tak naprawdę w ogóle nie było. Z sekundy na sekundę zaczął opanowywać ich coraz większy strach, którego sami nie potrafili ujarzmić. W środku było jeszcze gorzej niż na zewnątrz. Wszędzie panował chaos, roiło się od pajęczyn, a podłoga przeraźliwie trzeszczała pod ich drżącymi nogami. Na ścianach wisiało mnóstwo zżółkniętych obrazów, przedstawiających w kółko jedną i tę samą osobę – cherlawego staruszka ze zszarzałymi już włosami, które luźno opadały na jego zgarbiony grzbiet. Kiedyś zapewne piękne, chabrowe tapety, teraz tylko odstawały od zimnych niczym lód ścian, wpędzając Różę w coraz większą histerię. Skądinąd nagle w calutkim domu zagrzmiało, a z końca korytarza wydobył się niepokojący hałas. Dziewczyna i Joachim odwrócili się tę stronę i ujrzeli, wpatrzone w nich czerwone ślepia, żarzące się niczym żywe ogniki. – O zgrozo! – zdążył wydukać chłopak, po czym jak z bicza trzasł, obydwoje zaczęli uciekać w popłochu, aż się kurzyło. Nawet nie oglądali się za siebie, tylko gnali co sił w nogach, aby jak najżwawiej uciec od tego upiornego i ohydnego dworu. Kiedy byli już na swojej ulicy, przyhamowali trochę i odetchnęli z ulgą. Spokój, jaki odczuli, pozwolił im przywrócić racjonalne myślenie. Nigdy więcej! – krzyknął zdyszany chłopak, a Róża tylko mu przytaknęła, opanowując już trochę swoją niewyobrażalną histerię.