Rozwiązujesz dyktando:
Nigdziebądź – recenzja – 1
Duże obietnice, więc i duże oczekiwania. Jak głosił opis „najlepsza humorystyczna powieść fantasy lat dziewięćdziesiątych”. Ale czy na pewno? Cóż, jeśli nie wydano żadnej innej książki tego gatunku, to owszem – na pewno. Trzeba przyznać, że Gaiman potrafi zainteresować, a humor, którym emanuje książka, można pokochać (tak samo jak jej język i „czekuladki”). Mimo niewielkiego formatu i trzystu stron zapoznanie się z treścią lektury zajęło mi trochę więcej czasu, niż przy innych tworach o podobnej objętości. Jestem prawie pewna, że odpowiada za to język, jakim autor się posłużył. Jest… specyficzny. Może to wina tego, że książka powstała dobrych parę (paręnaście) lat temu, a może po prostu tak wygląda maniera autora. Z czasem można się przyzwyczaić i to polubić. Jednym z moich ulubionych bohaterów tej powieści został Richard Mayhew Mokry, ale to chyba dość oczywiste – nie sądzę, żeby znalazło się wiele osób, którym ta postać nie przypadła do gustu.