Rozwiązujesz dyktando:
Pies w postaci koguta
W końcu upragnione wakacje, razem z Heleną, Hubertem i jego rodzicami, pojechaliśmy na parę dni do Piwnicznej Zdrój. Był piękny, słoneczny dzień, idealny na wycieczkę rowerową. Postanowiliśmy jechać do Rytra. Zauważyliśmy, że na wzgórzu znajdują się ruiny średniowiecznego zamku, nasz chytry plan to obejrzenie go od środka. Słyszeliśmy legendę, że w zamku ukryty jest skarb. Pisał o tym sam Jan Długosz, który podobno widział testament Piotra Wydżgi, będącego w XIII wieku właścicielem tego zamku. Jak głosi legenda Piotr Wydżga, natrafił na złoża złota w pobliskich górach. Część zakopał i ukrył w różnych miejscach, a część zapakował do beczułek i udał się do Krzyżaków, gdzie został do końca życia. Skarbu strzeże bardzo groźny pies, w postaci koguta, co to oznacza nie wiem, ale wiem, że kto to zrozumie odnajdzie skarb, ale przecież żaden pies nie chodzi na dwóch łapach, no chyba, że cyrkowy! Droga do zamku nie należała do najłatwiejszych, prowadziła przez las i była dość stroma. Musieliśmy się nieźle na pedałować, żeby tam dojechać, ale udało się. Przypięliśmy rowery i zaczęliśmy zwiedzanie. Z góry rozciąga się niesamowity widok na całą okolicę, wieża zamkowa jest zachowana w dobrym stanie i ma około 8 metrów. Z murów otaczających zamek zostały tylko fragmenty, widoczna jest warowna brama, a z fosy i wałów prawie już nic nie zostało. Całe szczęście zamek podlega pracom konserwatorskim, dzięki czemu można go zwiedzać i może kiedyś zostanie odrestaurowany. Chodząc po ruinach, zobaczyliśmy podjeżdżający na sygnale radiowóz z policjantami i psem tropiącym. Przypomniałem sobie zagadkę, groźny pies w postaci koguta, Właśnie zauważyłem groźnego psa w radiowozie, radiowóz ma syrenę, czyli koguta! To musi być to! Z wozu wysiedli policjanci i zaczęli rozmowę z jakimś chłopem. Postanowiliśmy podejść bliżej, żeby usłyszeć ich rozmowę, chłop skarżył się, że na terenie zamku grasuje jakieś zwierzę, które kradnie okoliczne kury, gęsi i kurczaki. Funkcjonariusze wzięli psa i ruszyli w kierunku lasu. Ja zauważyłem jakieś ukryte, okratowane drzwi na prawo od radiowozu. Ku naszej radości krata nie miała kłódki i można ją było otworzyć. Postanowiliśmy wejść do środka. Tuż za kratą zobaczyliśmy strome schody, prowadzące w głąb jakiejś piwnicy. Było ciemno, ale telefony komórkowe z latarkami dały radę oświetlając nam całą drogę. Za schodami, było małe pomieszczenie, wyglądające jak jakaś spiżarnia lub spichlerz, jednak nic w niej nie było, z wyjątkiem dwóch małych tuneli które prowadziły nie wiadomo dokąd. Były bardzo małe i wąskie, więc gdybyśmy chcieli tam wejść musielibyśmy się czołgać. Nagle w rogu koło jednego z tych tuneli, dostrzegłem coś błyszczącego, jakiś mały żółty kamyk albo kawałek jakiegoś metalu, nie mogłem zbyt dokładnie się mu przyglądnąć, bo zamarłem, słysząc groźne warczenie dobiegające z tunelu. Helena i Hubert tak samo, byli bladzi na twarzy, a odgłos warczenia słychać było coraz bliżej. Uciekajmy, krzyknęliśmy chórem. Zdążyłem tylko wrzucić kamyk do plecaka i pędem ruszyliśmy ku górze. Uff udało się. Gdy wieczorem usiedliśmy przy ognisku, popijając herbatę z hibiskusa, zaczęliśmy się przyglądać mojemu znalezisku, jak się okazało był to samorodek, czyli złoto z domieszką srebra i miedzi, ważące około 15 gram…