Rozwiązujesz dyktando:
Pożar na Horyzontalnej.
Pożar, pożar- krzyczał spanikowany stróż Ambroży, pilnujący magazynów chemicznych przy ulicy Horyzontalnej na obrzeżach Chorzowa. Od dwóch lat stróżował na drugiej zmianie od szóstej do północy. Trzymał się utartych rytuałów i schematów, był sumienny i nikt nie skarżył się na jego służbę. Gdy wykonywał obchód, punktualnie o ósmej trzydzieści zauważył malutką smużkę dymu wychodzącą spod aluminiowych drzwi do hangaru. Pędem wrócił do dyżurki i chwycił urządzenie gaśnicze i tuż przed drzwiami hangaru , zgodnie z przepisami i regułami, które poznał na szkoleniu BHP, uderzył gaśnicą o podłoże. Niestety zamiast strumienia piany, z urządzenia wydobył się tylko cichutki syk. Z niedowierzaniem i przerażeniem patrzył na uszkodzony sprzęt. W pierwszej chwili chciał już się poddać, ale przypomniał sobie o drugiej gaśnicy wewnątrz hangaru. Złapał za mosiężną klamkę, wrzasnął i odskoczył jak oparzony. Na dłoni rósł mu bąbel wielkości dużej pomarańczy. Jęcząc z bólu stróż rzucił się w kierunku budki strażniczej. Włożył oparzoną dłoń pod chłodną, bieżącą wodę, a później owinął rękę czyściutkim bandażem. Żaden amator nic tu nie wskóra. Tu potrzeba fachowców! W pośpiechu wystukał numer straży pożarnej na klawiaturze komórki. Długo czekał na połączenie żując z nerwów koniuszek sumiastych wąsów. Wreszcie uzyskał połączenie. Strażacy zaraz tu będą. cdn.