Rozwiązujesz dyktando:
Pożar na Horyzontalnej. cd.
Główny dyspozytor odebrał telefon od zdenerwowanego stróża Ambrożego. Zawyła syrena alarmowa i chłopaki z trzeciej drużyny strażackiej w Chorzowie rzucili się pędem w kierunku wozu strażackiego. Pożar w zakładach chemicznych to nie przelewki. Hangar był wypełniony chemikaliami, butlami, w których przechowywano wodór, hel i inne zagrażające wybuchem substancje. Toteż wóz ruszył z piskiem opon i już po chwili jechał na sygnale na ulicę Horyzontalną. Pożar był widoczny z daleka. Na miejscu zauważyli buchające na wysokość trzeciego piętra płomienie. Iskry z trzaskiem strzelały i ulatywały ku chmurom, a gryzący dym snuł się wokół. Strażacy w kombinezonach, goglach i hełmach zaczęli w pośpiechu przygotowywać sprzęt. Podłączyli węże do najbliższego hydrantu i już po chwili strumienie wody lały się na dach budynku. Jeden strażak przystawił drabinę do ściany tuż obok balkonu z balustradą z kutego żelaza i chyżo, choć ostrożnie, wdrapał się po szczeblach na dach. Hakiem zaczął zwalać na dół płonące fragmenty dachu. Skupił się zwłaszcza na północnym narożniku dachu, gdzie było zarzewie pożaru. Nagle z hukiem pękł witraż z logo zakładów chemicznych i odłamki rozpierzchły się po podłożu. Czarny gryzący dym zasnuł rozgwieżdżone niebo. Chmura trujących oparów unosiła się wokół. Strażacy zachowywali niewzruszony spokój mimo pośpiechu i sytuacji mrożącej krew w żyłach. Oni są zahartowani, ponieważ przeszli szkolenie i od nich zależy cudze życie. Żadnemu strażakowi nie udało się zbliżyć do drzwi na mniej niż cztery metry. Ale to wystarczyło. Walczyli bohatersko od zmierzchu do świtu. Dopiero rankiem można było wziąć pierwszy haust świeżego powietrza, gdy dym się przerzedził, ujrzeli pogorzelisko. Ale przynajmniej tym razem wszyscy przeżyli.