Rozwiązujesz dyktando:
sklepowe zachcianki
Trzynaście dni temu poszłam z moją ukochaną mamusią do sklepu w centrum Torunia. Co prawda aura nie sprzyjała zakupowemu szaleństwu, na jakie liczyłam, ale nie można mieć wszystkiego. Na niebie wiatr gonił bure chmury, a hen daleko zauważyłam nawet żółte błyskawice. Z pobliskiej gruszy wicher zrzucił wszystkie liście, po których teraz stąpałam. Miałam tylko nadzieję, że nie rozpęta się burza zanim wrócimy z mamusią do naszego niedużego domku na obrzeżach miasta. Po półgodzinnym spacerze w końcu dotarłyśmy do mojego ulubionego sklepu z zabawkami i książkami „A-kuku”. Już wcześniej zaplanowałam, że za zaoszczędzone pieniążki kupię sobie wymarzoną książkę o nauce rysowania. Zamierzałam też kupić mojej siostrzyczce Aurelii różowego pluszaka-jednorożca, które Aurelia po prostu uwielbia. W sklepie przeważnie były tłumy, zwłaszcza przed weekendami, kiedy to przychodziły dzieci z rodzicami kupować urodzinowe prezenty na zbliżające się przyjęcia urodzinowe. Podobnie było tego dnia, sklep pękał w szwach. Dobrze, że Aurelia nie poszła w dniu dzisiejszym z nami – akurat była świeża dostawa zestawów do zabawy dla dziewczynek: jednorożców z domkiem i całym wyposażeniem. Byłyśmy z mamusią świadkami, jak kilkuletnia dziewczynka – w sumie chyba w wieku Aurelii – położyła się na podłodze sklepu i tupiąc nóżkami krzyczała, że nie wyjdzie ze sklepu bez takiego zestawu. Współczułam jej mamusi, która siłą musiała wyprowadzić córeczkę ze sklepu. My tymczasem kupiłyśmy to, co zaplanowałyśmy i zdążyłyśmy wrócić do domu przed deszczem. To było wyczerpujące popołudnie, a cały wieczór poświęciłam na ćwiczenie rysunku na podstawie nowo kupionej książeczki, a Aurelia oczywiście budowała domek dla swojego ukochanego jednorożca – wyposażenia na szczęście nie potrzebowała.