Rozwiązujesz dyktando:
Strach na lachy.
Żwawo przeszedłem przez rów, który kiedyś był fosą chroniącą zamek, minąłem podwórze zamkowe, przeszedłem przez krużganek i wreszcie zobaczyłem drzwi prowadzące do lochu. Schodziłem w dół po krętych schodach wykutych w marmurze. Korytarze były mroczne, po ścianach strużkami ściekała woda, a później z głuchym pluskiem upadała na posadzkę. Czułem nieprzyjemny chłód na plecach. Wokół było stęchłe powietrze. Szedłem ostrożnie z plecami przyklejonymi do ściany, aż zobaczyłem podziemną kruchtę, w której mroku dostrzegłem trumnę z mosiężnym krzyżem na wieku. Przez spróchniałe dechy ujrzałem kościotrupa. Gdy się pochyliłem, nagle zauważyłem jakiś ruch wewnątrz trumny. Z wrzaskiem rzuciłem się do ucieczki. Za mną podążało coś przerażającego – może duch, może upiór. Przybliżało się coraz bardziej, dzwoniąc złowieszczo łańcuchami. Biegłem co tchu w kierunku światła, aż nagle coś dotknęło moich pleców. Krzyknąłem i… obudziłem się pod łóżkiem z guzem na głowie. Uff, to tylko sen. Nigdy więcej nie będę czytał wieczorem książek o duchach!