Globalizacja

Globalizacja to ogół procesów, które prowadzą do coraz większej integracji oraz współpracy państw, gospodarek, kultur oraz społeczeństw. Efektem globalizacji jest zatracenie koncepcji państwa narodowego. Zamiast pojedynczych, odrębnych gospodarczo i kulturowo państw miałyby powstać „jeden świat”, który byłby sobie równy i w każdym swoim fragmencie podobny do innego fragmentu.
Początków globalizacji doszukuje się w epoce wielkich odkryć geograficznych, czyli w XV wieku, kiedy to Europejczycy wyruszyli w świat szukając nowych dróg, nowych ziem. Wtedy odkryto Amerykę Północną i Amerykę Południową, nieco później Australię i drugi kraniec Azji i Afryki. Proces globalizacji trwa nieprzerwanie aż do dzisiaj. I zapowiada się, że będzie trwał dalej, dłużej w najlepsze. Trudno sobie wyobrazić „coś” co mogłoby przerwać globalizowanie się świata, albo co więcej – „coś”, co mogłoby odwrócić taką tendencję. To by musiała być jakaś wielka katastrofa, przez którą nie moglibyśmy przemieszczać się, komunikować się z innymi krajami. Musiałby paść chyba cały Internet! Straszne!
W jaki sposób globalizacja zmieniła świat? Podejdźmy do tego zagadnienia z perspektywy ekonomii. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy młodymi przedsiębiorcami. Może będziemy handlowali jabłkami? Albo jeszcze lepiej! Dżemami jabłkowymi! Swojskie Dżemy Jabłkowe babci Zosi. Brzmi ładnie, prawda?
Dzień 1 – kupujemy cukier
W tym celu musimy wybrać się osobiście do sąsiedniego miasta. U nas nie ma ani pół z burakami, ani tym bardziej cukrowni. Podpisujemy umowę, dzięki której już za parę dni ktoś przywiezie do nas, do domu cukier. Płacimy od razu – gotówką. Nie mamy karty płatniczej, nie wiemy nawet co to jest.
Dzień 2 – kupujemy jabłka
Mamy szczęście, w naszej wsi mieszka sadownik, który zgodził się nam sprzedać całe swoje zbiory – nie jest ich jakoś bardzo dużo, ponieważ w tym roku jakaś plaga muszek nawiedziła jego drzewka, ale sprowadzenie jabłek z innych wsi mogłoby być trudne. W ciągu parunastu godzin udaje nam się wszystkie jabłka przywieść do swojej piwnicy.
Dzień 3 – zaczynamy produkcję dżemów, nasz mąż załatwia słoiki
Siedzimy cały dzień w kuchni – razem z córką, matką, synem i sąsiadką, wszyscy wspólnie gotujemy, przyprawiamy i mieszamy. Udaje nam się upichcić dużo słodkiego dżemu. Nasz mąż w tym czasie jeździ (na własnoręcznie zbudowanym rowerze) po okolicznych sklepach wykupując słoiki. Macie szczęście, bo po sąsiedzku jest huta szkła.
Dzień 4 – koniec produkcji
No i super, robota skończona. Przygotowaliście 5 000 słoików. W poprzednich latach było tego więcej, ale tym razem sad nawiedziła plaga. W tym czasie każdy z was bierze po 100 słoiczków do wielkich plecaków i samodzielnie jeździcie do wiejskich sklepików, żeby sprzedawać. Wieczorem zadowoleni odkrywacie, że sprzedaliście równy tysiąc. Niestety okazuje się też, że więcej nie sprzedacie – sąsiad z sąsiedniej wsi też rozpoczął produkcje dżemów, co więcej wyprzedził was o jeden dzień. No trudno – musicie wymyślić inny sposób na sprzedanie słodkości.
Dzień 5 – pomysł
Przeglądając wielką encyklopedię odkrywacie, że nie we wszystkich krajach rosną jabłka. Postanawiacie wysłać swoje dżemy do Nowego Yorku.
Dzień 6 – pierwszy dzień podróży
Razem z 4 000 słoikami dżemów siadasz do samochodu (oczywiście polskiej, lokalnej produkcji) i z Dolnego Śląska jedziesz nad morze. Zajmuje ci to paręnaście godzin. Nie jest źle, mogło być gorzej. Nie mogłaś z wyprzedzeniem zarezerwować żadnego noclegu, więc zamiast spać odbijasz się od motelu do motelu szukając wolnego pokoju. W końcu się udało. Dobranoc.
Dzień 7 – rejs
Udaje ci się znaleźć wielki międzykontynentalny żaglowiec, którego kapitan zgodził się przewieść ciebie i twoje dżemy – udało ci się zdobyć ostatnie wolne miejsce.
Płyniecie przez ocean około 2 miesięcy. Bardzo szybko!
Dzień 70 – Nowy Jork
Wysiadasz w Nowym Jorku. Okazuje się, że z powodu tak długiego czasu część dżemów spleśniała! Wyrzucasz je, ciesząc się, że ponad połowa jednak się ostała. Rozpoczynasz wędrówkę po sklepach, używając papierowego słownika polsko-angielskiego jakoś udaje ci się dogadać. Sprzedajesz dżemy, ale zapłatę otrzymujesz w dolarach. Szukasz kantoru, człowiek stojący za ladą lekko cię naciąga i koniec końców dostajesz zapłatę, która co prawda pokrywa koszty produkcji i transportu, ale mało zostaje ci na dalsze życie w Polsce.
Dzień 71 – powrót
Wsiadasz ponownie na międzykontynentalny żaglowiec i wyruszasz do domu. Tym razem z powodu niesprzyjających wiatrów podróż trwa 3 miesiące.
Dzień 160 – Gdańsk
No i jesteś na polskiej ziemi w Gdańsku.
Dzień 161 – do domu
Tłuczesz się swoim autem do swojej wioski, jedziesz całą noc
Dzień 162 – dom
Jesteś w domu, niestety musisz szybko coś wymyślić, bo niestety pieniążków bardzo mało.
A co by było w przypadku globalizacji? Bo by było w dzisiejszym świecie?
Dzień 1 – zakupy
Zamawiasz w hurtowni odpowiednią ilość cukru i jabłek. Obydwa te produkty będą polskie, ale każde z nich będzie z innej części kraju. Szczegółowo wybierasz konkretne pozycje w sklepie – optymalne pod względem jakości i ceny. W innej hurtowni zamawiasz słoiki oraz nakrętki do nich. Wysyłasz także zlecenie do drukarni na naklejki-etykiety, które przygotował dla ciebie grafik siedząc na Bali.
Dzień 2 – kurier
Przyjeżdża kurier z jabłkami, etykietami i słoikami. Po cukier idziesz do paczkomatu, który stoi tuż za rogiem. Od razu razem z rodziną zaczynacie produkcję dżemu – to wasz mały rodzinny biznes.
Dzień 3 – kto kupi?
Skończyliście etap gotowania i rozlewania dżemów. Teraz trzeba je sprzedać. Już wcześniej umówiliście się z jedną siecią sklepów, że odkupi od was połowę tego, co wyprodukujecie i rozwiezie po swoich sklepach. Osoba, którą sieć przysyła przyjeżdża do was z rana i zabiera produkty oraz fakturę. Paręnaście godzin później na waszym koncie są już pieniądze. Drugą połowę chcecie sprzedać za ocean do Nowego Jorku. Przez Internet uzgodniliście z tamtejszymi sklepami polonijnymi, że chętnie kupią od was dżemy. Dzwonicie po kuriera, on odbiera od was dżemy (zapakowane do paczek i zaadresowane do konkretnych sklepów) i zawozi do magazynu w okolicach łodzi. Tam są tak zwane crossdocki, czyli centra dystrybucji. Stamtąd samochód ciężarowy zabiera Wasze Dżemy i zawozi je na lotnisko. Do chwili załadowania dżemów na pokład samolotu upływa zaledwie jeden dzień.
Dzień 4 – lot
Dżemy lecą samolotem do Nowego Jorku. Podróż trwa około 20 godzin.
Dzień 5 – witaj Ameryko!
Cały załadunek samolotu zostaje przewieziony do centrum dystrybucji, a stamtąd kurierzy zawożą dżemy prosto w ręce właścicieli polonijnych sklepików. Ci płacą w dolarach na nasze konto, jeżeli chcemy, to bank automatycznie nam przewalutuje przelew w bezpieczny sposób.
Dzień 6 – e-mail z podziękowaniem
Jedna ze sprzedawczyń w malutkim sklepiku na Brooklynie wysyła nam maila z podziękowaniem i zamówieniem na więcej dżemów, ponieważ rozeszły się jak świeże bułeczki. My z radością bierzemy się do roboty.
Jak widzicie za drugim razem całość trwała tylko tydzień. Za pierwszym razem było to pół roku.
Liczby są nieco „na oko”, wysłanie paczki z Polski trwa chyba trochę dłużej, a podane tu wartości są orientacyjne.
Jednam myślę, że bardzo mały odsetek czytelników tego wypracowania na co dzień jest międzynarodowym producentem i importerem dżemów. Jakie aspekty globalizacji dotyczą nas bezpośrednio?
Rozejrzyjcie się wokół siebie. Co widzicie? Smartfon marki „Samsung”, laptop marki „Apple”, kubek z
W tej chwili widzisz tylko 50% opracowania
by czytać dalej, podaj adres e-mail!Sprawdź również:
Dodaj komentarz jako pierwszy!