Strefa 51
Zamień czytanie na oglądanie!
Strefa 51 – miejsce, które nigdy nie istniało?
Układ Słoneczny, Ziemia, Stany Zjednoczone Ameryki, pustynna część stanu Nevada. To zaledwie punkcik na mapie kosmosu, ale ten punkcik od lat rozpala umysły poszukiwaczy tropiących historie „nie z tej Ziemi”. Miejsce równie tajemnicze jak Trójkąt Bermudzki, a może nawet bardziej. Czy istnieje naprawdę czy może jest tylko wytworem ludzkiej wyobraźni? Co tak naprawdę kryje przed ludzkim okiem ta owiana nimbem tajemniczości kraina? O miejscu tym można napisać całe tomy książek, a i tak nigdy nie dowiemy się jak brzmi jego prawdziwa historia, tym bardziej, że czas, a wraz z nim odchodzący potencjalni świadkowie, działa tutaj na niekorzyść tropicieli prawdy.
Szczypta geografii, szczypta historii
Strefa 51 nie jest naniesiona na żadną z oficjalnych map rządowych. Natomiast na mapach Google’a można dostrzec w okolicy mnóstwo zamazanych wielkimi kropkami miejsc. Przedstawiciele rządu pytani wprost o te tereny odpowiadają wymijająco lub nie odpowiadają wcale. Satelity nie wykonują zdjęć tego rejonu. Swego czasu kosmonauci amerykańscy wykonali kilka nielegalnych fotek, co stało się później zalążkiem sporu pomiędzy NASA a CIA, zdjęcia zostały skonfiskowane i zniszczone a kosmonauci zobligowani do zachowania milczenia w tym temacie.
Nevada to jeden z najrzadziej zaludnionych stanów Ameryki, a ponad połowa jego ludności mieszka w aglomeracji Las Vegas. Około 87% jego obszaru stanowi własność rządu federalnego. Teren jest pustynno-stepowy otoczony pasmami gór. Jednym słowem sam środek… niczego. Niedaleko znajduje się były poligon wojskowy, który podczas II Wojny Światowej wykorzystywany był do testowania broni atomowej, co można stwierdzić między innymi obserwując pozostałe po tych eksperymentach kratery. Odnotowuje się również podwyższony poziom radiacji. Wokół widać pustki jak okiem sięgnąć, dwustukilometrowa pustynia otoczona jest pasmami górskimi. Jest rok 1951. W małej kopalni, ma brzegu wyschniętego jeziora Groom, pracowało wówczas zaledwie kilku robotników. Mało kto dzisiaj o nich jeszcze pamięta. To najprawdopodobniej wtedy powstaje tutaj zalążek bazy wojskowej na zlecenie Centralnej Agencji Wywiadowczej, czyli CIA, która za kilka czy kilkanaście lat będzie znana jako Strefa 51 (Area 51). Miejsce od samego początku owiane jest mroczną tajemnicą i od dziesiątek lat wzbudza wiele emocji powodując wypieki na policzkach poszukiwaczy UFO, czyli niezidentyfikowanych obiektów latających. Wszelkie teorie spiskowe podsycane są faktem, iż do 2013 roku rząd Stanów Zjednoczonych konsekwentnie zaprzeczał jakoby Strefa 51 w ogóle kiedykolwiek istniała. Pełną parą baza ruszyła prawdopodobnie w 1955 roku i to ten rok najczęściej pojawia się jako oficjalna i ostateczna data powstania ośrodka. „Prawdopodobnie”, gdyż nic co dotyczy Strefy 51 nie jest pewne, a w mediach pojawia się również data 1957 jako rok jej powstania.
Być może impulsem dla utworzenia bazy wojskowej w tym właśnie miejscu były niedawne wydarzenia w Roswell, w nieodległym stanie Nowy Meksyk, gdzie niespełna kilka lat wcześniej, w lipcu 1947 roku, doszło do niecodziennego incydentu. Świadkowie tamtego zajścia twierdzili, iż na własne oczy widzieli katastrofę statku latającego należącego do istot pozaziemskich. Dzisiaj trudno określić, co naprawdę wydarzyło się w Roswell. Faktem jest natomiast, że wśród ludności zaczęły krążyć pogłoski, iż pozaziemskie istoty, które znajdowały się w rozbitym obiekcie zostały ostatecznie przewiezione właśnie do Strefy 51 i tam poddawane badaniom.
Czy Robert Scott Lazar mówi prawdę?
W listopadzie 1989 roku rozpętała się w mediach burza po sensacyjnych doniesieniach o tym, jakie prace są naprawdę prowadzone w Strefie 51. Informacji tych dostarczył w wywiadzie przeprowadzonym przez dziennikarza George’a Knappa niejaki Robert Scott Lazar, który przedstawił się jako fizyk i inżynier zatrudniony od grudnia 1988 roku do kwietnia następnego roku na terenie S-4 Poligonu Nevada, położonego blisko Strefy 51. Do jego głównych zadań należało między innymi rozpracowanie antygrawitacyjnego reaktora napędowego „spodków”, tudzież rekonstrukcja statku kosmicznego. Twierdził, iż widział dziewięć latających talerzy umiejscowionych w hangarach. On sam pracował przy jednym z nich. Brał udział, jak twierdził, w eksperymentalnych lotach. Ze szczegółami opisywał wygląd statku, który był trzypoziomowy. Jednego poziomu Lazar miał nigdy nie poznać, gdyż był pilnie strzeżony. Bardzo interesujące było to, co mówił na temat paliwa zasilającego spodek. Miał to być bardzo ciężki i stabilny pierwiastek nieznany na Ziemi, umieszczono go nieoficjalnie w układzie okresowym pod numerem 115. Stanowił on paliwo w urządzeniu, które wytwarzało więcej energii niż bomba atomowa. Miał to być bardzo ciężki metal o pomarańczowej barwie. Pierwiastek ów miał zdaniem Lazara pochodzić z innych galaktyk, miał wywoływać tak silne pole grawitacyjne, że otaczało ono cały obiekt kosmiczny. O przebywaniu w bazie istot pozaziemskich Lazar dowiedział się z dokumentów, a raz dostrzegła na terenie obiektu małą postać, która, jak się zarzeka Lazar, nie była w żadnej mierze człowiekiem, jednak nie miał wówczas dostatecznie dużo czasu, by się dokładnie jej przejrzeć, zanim postać zniknęła z jego pola widzenia. Sam Lazar twierdził, że nienawidził swojej pracy, gdyż wiązało się z nią zbyt wiele tajemnic, co z kolei powodowało, że czuł, iż jego życie jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Doszedł do wniosku, że rzuci pracę, a gwarancję nietykalności miało mu dać publiczne opowiedzenie swojej historii w telewizji. Stając się osobą znaną i rozpoznawalną miał gwarancję, że nie przydarzy mu się nic niespodziewanego ze strony jego byłych „pracodawców”. Robert Scott Lazar jest postacią o tyle ciekawą, co zagadkową. Po pojawieniu się jego historii w mediach okazało się nagle, że nikt go nie zna. Prestiżowe uczelnie techniczne, w których zdobywał stopnie naukowe i na ukończenie których się powoływał, MIT i CalTech, nigdy o nim nie słyszały, nie ma go też na żadnych zdjęciach w księgach pamiątkowych z tamtych miejsc, jakby komuś zależało, żeby zrobić z niego kłamcę. W Los Alamos, gdzie miał wcześniej pracować nikt go nie pamiętał. Lazar twierdzi, że stało się tak za sprawą rządu, który ze wszech miar starał się go zdyskredytować. Liczne badania wariografem, którym poddawał się Lazar, nie były wszystkie jednoznaczne ani rozstrzygające: jedno sugerowało, że Lazar może kłamać, pięć pozostałych określiło go jako mówiącego prawdę. To także jedna z tajemnic owiewających bazę, a prawdę zna niewielkie grono osób.
Inne incydenty związane ze Strefa 51
Rok 1989 był dodatkowo rokiem, w którym doszło do zatrucia niezidentyfikowaną substancją jednego z robotników, w wyniku czego z twarzy zaczęła mu odpadać cała skóra. Ponieważ lekarze nie zdołali ustalić jakiego rodzaju była to substancja, dlatego też nie udało się pomóc pacjentowi i konsekwencji pacjent zmarł. Czy był jedyną ofiarą owej tajemniczej substancji? Dyrekcja ośrodka, w którym próbowano ratować nieszczęśnika odmówiła udzielania jakichkolwiek informacji. Z kolei władze federalne umywały ręce wydając oświadczenie, w którym informowały, że na tamtym terenie nie obowiązuje prawo federalne.
Robert Scott Lazar nie był ani pierwszym, ani jedynym byłym pracownikiem tajnej bazy, który próbował upublicznić informacje związane ze Strefą. Już w roku 1978 zaczęto głośniej mówić o tym miejscu, gdy jeden z badaczy tajemnic, niejaki Stanton T. Friedman, otrzymał zeznania majora sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, Jessego Marcela, pracującego w bazie. Był on pierwszym oficerem wysłanym na miejsce zdarzenia oraz nadzorującym później prace nad ciałem kosmity i znalezionymi artefaktami. Potwierdził on niniejszym, że w bazie miała miejsce sekcja zwłok humanoidalnej istoty pozaziemskiej związanej z katastrofą lotniczą w Roswell.
Dojazd
Wracając do Strefy 51 jawi się ona jako miejsce odludne i pilnie strzeżone, choć okazuje się, że nie jest nawet specjalnie ogrodzone. Nie prowadzi też do niego żadna regularna droga. Być może rozmiar pustyni na jakiej została utworzona baza skutecznie odstrasza potencjalnych śmiałków, którzy chcieliby się dostać na zakazany teren. Pustynia bowiem rozciąga się na jakieś 200 kilometrów. Niewielu jest więc śmiałków, którzy byliby dostatecznie zdeterminowani, bo podjąć ryzyko dojścia do hangarów. Jak dotąd nikomu też nie udało się tam podejść niezauważonym. Nato
W tej chwili widzisz tylko 50% opracowania
by czytać dalej, podaj adres e-mail!Sprawdź również:
Dodaj komentarz jako pierwszy!