Menu książki:
Katedra - Streszczenie szczegółowe
Opowiadanie pod tytułem „Katedra” (klasyfikowane również jako nowela) zostało napisane przez polskiego pisarza Jacka Dukaja. Utwór po raz pierwszy został opublikowany w roku 2000 i pojawił się w zbiorze opowiadań autora pod tytułem „W kraju niewiernych”. Doczekał się również samodzielnych wydań (Wydawnictwo Literackie; rok 2003, 2015 i 2017). Jest to bardzo specyficzne opowiadanie, z gatunku literatury fantastycznonaukowej, o nieco mrocznym klimacie. Porusza tematykę teologii, mistycyzmu i filozofii. Autor pozostawia czytelnikowi duże pole do swobodnej interpretacji.
Utwór rozpoczyna się wstępem do modlitwy i krótkim sprawozdaniem z międzygwiezdnej podróży głównego bohatera, który na statku kosmicznym o nazwie „Rozmaryn” zmierza ku planetoidzie. Celem podróży jest tytułowa Katedra, będąca grobem niejakiego Izmira Predú, uznawanego z racji czynionych pośmiertnie cudów za świętego. Narratorem jest ksiądz Pierre Lavone, który ma za zadanie zbadać autentyczność tych informacji. Enigmatyczna nazwa Izmiraidy oznacza rój planetoid nazwanych tak na cześć Izmira; ów zbiór z kolei mieści się w układzie gwiazdy Lévie. Docelowa planetoida nosi nazwę „Róg”. Oprócz bohatera na pokładzie jest jeszcze doktor Wasojfemgus. Jako że nie jest skłonny do intensywnych rozmów, Pierre prowadzi dialog ze sztuczną inteligencją statku, która, jak przyznaje ksiądz, ma bardzo przyjazny interfejs i dobrze imituje człowieka. Statek na postawione pytanie, czy wierzy w Boga, odpowiada, że raczej „domyśla się” jego istnienia. Pierre, już w samotności, zastanawia się, czy Kościół ma taką moc, aby przesunąć planetoidę z Katedrą, tak aby była bliżej ludzi i pielgrzymów.
Ksiądz dociera do celu i relacjonuje pierwszy dzień pobytu. Tajemnicza Katedra jest bardzo wysokim tworem ni to budynkiem ni rośliną, która budzi swoisty niepokój. Stoi poza biostazą miasta, które tak naprawdę jest skupiskiem kwater, ułożonych w kręgach, zamkniętych pod mleczno-białą kopułą. Na planetoidzie nie ma grawitacji, z pomocą w poruszaniu się przychodzi jednak zaawansowana technologia. Podczas podróży pojazdem (jego nazwa to „gruis”) księdza przytłacza widniejąca nad głową otchłań kosmosu i liczne gwiazdy. Towarzyszy mu doktor Wasojfemgus, który relacjonuje polityczne i ekonomiczne niesnaski panujące na planetoidzie. Miasto wydaje się opuszczone, Pierre jednak prędko odkrywa w hotelu, iż to nieprawda i poznaje recepcjonistę – Stefana Honzla. Zmierzając do pokoju 202, ksiądz obserwuje surowość wystroju hotelowego korytarza. Pierre spotyka się z młodym księdzem, Jackiem Mirtonem, z którym wcześniej rozmawiał przez telefon. Oczekując na kawę, bohater przygląda się pokojowi, na ścianach którego widnieje wiele obrazów przedstawiających Katedrę, planetoidy, asteroidy i… blask. Jack, nieco zdenerwowany, informuje, że kolekcja zastanawiających obrazów to jego hobby.
Pierwsza noc okazuje się bezsenna, ksiądz budzi się o drugiej i postanawia wybrać się na spacer. Mija sterylne, białe ulice, fontannę, sklepy z dewocjonaliami, mieszkania oraz wszechobecny żywokryst*. Do siedzącego księdza dosiada się niejaka Magdalena Kleinert, przez którą porozumiewa się tak zwany Telesfer (naukowiec). Kobieta reprezentuje korporację CFG Co. Rozmowa dotyczy raportu, który po zakończeniu oględzin ma złożyć ksiądz. Jego ocena zadecyduje o dalszym losie planetoidy (przesunięcie jej), a być może i całych Izmiraidów. Pierre orzeka, że szuka niepodważalnych dowodów świętości Izmira, a także rozwiązania Zagadki Hoana. Przedstawiciel, którego ksiądz w myślach nazywa „mózgowcem”, umawia się nazajutrz na spotkanie w laboratorium CFG.
Wcześniej, przed owym spacerem (wieczorem) Pierre w końcu trafił do Katedry. Miejsce to wywarło na nim ogromne wrażenie i bohater zdaje relację z tej wizyty. Budowla jest wysoka i strzelista, człowiek pod jej sklepieniem wydaje się maleńką mrówką. Do Katedry prowadzi surowa, kamienna ścieżka. Niezwykle kunsztowna architektura przypomina bardziej rzeźbę niż budynek. Wewnątrz, wydzielone w hermetycznej biosferze, znajdują się grób Izmira oraz ołtarz. Żywokryst jest głównym budulcem Katedry i szczelnie ją okala. Nie jest to bowiem twór stworzony przez ręce człowieka, ale… zasiany. Brak grawitacji pozwolił żywokrystowi wystrzelić w górę, na odległość około ćwierć kilometra. Miejsce to roztacza wokół siebie niepokojący mistycyzm: „Forma mówi o ucieczce duszy, która w okrutnym bólu wyrywa się z okowów materii ku gwiaździstej pustce” (cytat z książki „Katedra”, Jacek Dukaj). Strzeliste, zakończone iglicami wieże, surowość formy i krawędzi, asymetria i przepuszczający światło ażur, w połączeniu z grą nikłego światła, poruszyły głównego bohatera do cna. Poprzez Katedrę, która nie do końca jest budynkiem, ale półsferą, prześwitują gwiazdy. Relacja z tej niezwykłej, aczkolwiek zatrważającej wizyty księdza, kończy się odwiedzeniem grobu Izmira.
W kolejnej części narrator opisuje wizytę w laboratorium CFG. Uprzedzony wcześniej komputer wpuszcza Pierre’a do wnętrza. Wita go asystent, przedstawiający się jako Mood. Ksiądz zakłada słuchawki i okulary, po czym widzi projekcję zmaterializowanego Telesfera, który ma postać fioletowego elfa, palącego cygaro. Postać opowiada o bezowocnych poszukiwaniach Maszyny Hoana. Pierre widzi cyfrową symulację dziwnego tworu, przypominającego chmurę, składającej się z warstw. Ów twór dostał nazwę „Czarna Wata”. Ksiądz wraz ze swym rozmówcą wnikliwie analizują strukturę i próbują odgadnąć genezę oraz zastosowanie. Na koniec dialogu Pierre przyznaje, że przybył na planetoidę w innym celu i nie ma czasu na szukanie wyjaśnień tej zagadki. Po upływie trzech tygodni wszyscy podróżni i mieszkańcy muszą ewakuować się z Rogu, ponieważ rój planetoid zostanie wyrzucony poza studnię grawitacyjną. Po tym wydarzeniu nikt już nie ujrzy Katedry, a nieodkryte dotychczas tajemnice pozostaną nierozwiązane.
W następnej scenie ksiądz Pierre znajduje się obok grobu Izmira, bezpośrednio pod ochronną strefą. Wnętrze to przypomina kościół – znajdują się tam ławy, tabernakulum oraz ołtarz. Ławy mogą pomieścić cztery tysiące wiernych. Rozglądając się, Lavone odnosi wrażenie, że Katedra jest jeszcze większa niż widziana z zewnątrz. Podziwia wnętrze budowli oraz skręcający się niczym trzewia żywokryst. Utworzenie (a raczej wyhodowanie) za pomocą nanozarodników Katedry sfinansował niejaki Stefan Ugerzo. Pogrążając się w myślach, ksiądz wspomina dawne wydarzenia, które zapoczątkowały pojawienie się Katedry. Pierre dowiedział się o tragedii i losie załogi ze „Sagittariusa” [to nazwa holownika] z telewizji, podczas pobytu w Greorne. W wyniku awarii (a dokładniej eksplozji na pokładzie) statek był zmuszony do lądowania na jednej z planetoid. Załoganci zostali poinstruowani, aby oczekiwać na zapas tlenu, wody i pożywienia, które miała dostarczyć bezzałogowa Lizońska Jednostka Operacyjna „Fellini”. Holownik „Sagittarius” nie posiadał jednak schronu przeciwburzowego, gdyż docelowo nie był przeznaczony do przewozu ludzi. Pech chciał, że akurat wówczas na pokładzie przebywały cztery osoby – trzech mężczyzn i jedna kobieta – inżynierowie. W celu jakiejkolwiek osłony przed burzą nadchodzącą z kierunku gwiazdy, holownik „schował się” za asteroidą. Niestety, mimo usilnych prób ratunku, po prostych obliczeniach, inżynierowie doszli do wniosku, że skończy im się zapas tlenu, nim doleci zbawienny statek. Oszacowano jednak, że tlenu wystarczy dla trzech ludzi… Na Lizonne (ojczystej planecie) obstawiano nawet zakłady, spekulujące dalszy rozwój wydarzeń. Ostatecznie jeden z mężczyzn – Izmir Predú – celowo rozhermetyzował swój skafander na powierzchni, popełniając samobójstwo, aby pozostała trójka mogła przeżyć. Statek „Fellini” uratował załogantów. Zanim opuścili feralną planetoidę, pochowali ciało towarzysza podróży. Taka była ostatnia wola Izmira. Tymczasem żywokryst logiczny Centrum zaczął się nieoczekiwanie ekspansywnie rozrastać, asteroidy zmieniały trajektorię przeciwnie do przyciągania grawitacyjnego gwiazdy, co zwróciło uwagę doktora Hoana. Wysłano ekspedycję w statku o nazwie „Laos”, którą finansowały: rząd Lizonne, R-L, CFG, a nawet NASA. Jednym z załogantów był bratanek Stefana Ugerzo, wiceprezesa R-L. Młody chłopak, Kotter Ugerzo był amatorem astrofizyki; wpływy wuja umożliwiły mu tę podróż. Po trzytygodniowym pobycie na planetoidzie „Róg”, chadzając codziennie na grób Izmira, chłopak stwierdził, iż został cudownie wyleczony z choroby (owo uzdrowienie miało rzekomo miejsce już w trzeciej dobie). Po przybyciu na rodzimą planetę, lekarze potwierdzili reemisję, której nie można było wyjaśnić nauką, toteż uznano to za cud. Izmir Predú został okrzyknięty świętym, a do jego grobu ruszyły masowe pielgrzymki łaknących zdrowia ludzi. Watykan i reprezentujący go biskupi byli sceptyczni i wstrzymywali się od wszelkich komentarzy.
Ksiądz Pierre powraca do teraźniejszości i udaje się na przyjęcie, które poniekąd miało pożegnalny charakter. Lavone dyskutuje z doktorem Wasojfemgusem na temat znikomej interwencji Kościoła w tej sprawie. Bohater dostrzega archaicznie wyglądającego pielgrzyma, odzianego w szare szaty. Nazywa się Gazma i zamieszkuje „Róg” od czterech lat. Mężczyzna cierpi na schizofrenię, co uznał za ukazanie się Szatana. Uwierzył, iż grób Izmira w końcu wyleczy go z choroby. Próba rozmowy nie udaje się, gdyż mężczyzna wypowiada niezrozumiałe zdania. Przekonuje Pierre’a, że „On żyje”, nie pozostawiając słowa wyjaśnienia. Ksiądz uznaje, że raczej nie dogada się z tym chorym człowiekiem. Mirton opowiadał już wcześniej o tym dziwnym mężczyźnie, który skulony niczym dziecko, sypia w Katedrze i pojawia się niespodziewanie w różnych jej częściach, co budziło niepokój i nerwowość księdza Jacka. Na przyjęciu zjawia się również Magdalena, reprezentująca swym ciałem Telesfera. Zaczyna toczyć się dialog, w którym ksiądz dochodzi do wniosku, że korporacja mylnie uznała Kościół za sprzymierzeńca, a cała sprawa ma jakieś drugie dno. Telesfer rzuca zagadkowe zdanie, że on – oraz osoby, które reprezentuje – zaczęli wierzyć.
Nieuchronnie zbliża się Madeline – niszczycielska gwiazda, zalewająca „Róg” złowieszczą purpurą, a czas głównego bohatera na znalezienie odpowiedzi dobiega końca. Ksiądz czeka wewnątrz Katedry na spotkanie z Gazmą, którego mimo wszystko uznał za świadka, mogącego wyjaśnić kilka kwestii. Mężczyzna się spóźnia, a więc Pierre, aby zabić czas, zaczyna przyglądać się otoczeniu. Poskręcany budulec przypomina wyciosane rzeźby; ksiądz dostrzega twarze, czaszki, szkielety i zarysy ludzkich, a także demonicznych sylwetek. Odkrycie to skłania Pierre’a do rozmyślań na temat programowości i czyjejś ingerencji w kod żywokrystu. Wydaje się, że cała Katedra żyje i rozwija się według swoich upodobań. Kto tak naprawdę jest twórcą? Czyja ingerencja stworzyła ten zatrważający twór? Boska, diabelska, czy jednak ludzka? W poszukiwaniu odpowiedzi, ksiądz wspina się na oparcie ławy, aby dotknąć budulca dłonią. Zapomina jednak o różnicy w grawitacji i upada boleśnie, uderzając głową o kamień. Pojawia się krew, w dodatku Pierre uderzył się też w bark. Za pomocą skafandra wykonuje diagnostykę medyczną i naprawę mikrosondami. Po zatamowaniu krwawienia, Lavone wraca do hotelu.
Mija jakiś czas. Ksiądz, wraz z pozostałymi, znajduje się na lądowniku. Według relacji doktora Wasojfemgusa, Pierre dziwnie się zachowywał – był bardzo nerwowy, zalewał się potem, biegł na oślep i usilnie pragnął wyjść na zewnątrz. Nawet założenie hełmu skafandra sprawiało mu trudność. Dwójka lekarzy (McVine i Bedusadus) po badaniach nie stwierdziła żadnych zmian fizycznych i psychicznych, toteż przypominające opętanie zachowanie księdza wprawiło wszystkich w konsternację. Sam Lavone z kolei nic nie pamięta z tych wydarzeń. Ksiądz Mirton orzeka, że to początki choroby, którą ma Gazma (schizofrenia). Wygląda na to, że jakaś tajemnicza siła powstrzymuje Pierre’a przed odlotem z planetoidy. Tymczasem Gazma zostaje uśpiony (gdyż też nie chciał dobrowolnie opuszczać tego miejsca) i ewakuowany lądownikiem. Tuż po starcie jednak zatrzymało się bicie jego serca i żadne medyczne stymulatory nie mogły temu zaradzić. Natychmiast nakazano lądowanie i wtedy pielgrzym wrócił do żywych. Ksiądz obawia się, że skończy tak samo. Pierre dzwoni do biskupa Hauperta i informuje go o ostatnich wydarzeniach, ten orzeka, że jest to najprawdopodobniej jakaś infekcja, choć jest to mało prawdopodobne. Lavone spowiada się. Zdezorientowany Pierre udaje się do zarządu miasta i próbuje namierzyć skafander Gazmy, znajduje go na lądowisku. Po godzinnym oczekiwaniu, szalony pielgrzym zjawia się i staje przed obliczem księdza. Na postawione przez Pierre’a pytanie, jak odlecieć z planetoidy, odpowiada, że nie można, gdyż święty Izmir „przyjął ich”. Ksiądz dowiaduje się, że Katedra żyje. Nie bardzo jednak rozumie znaczenie tych słów. Z kolei zmarły Izmir „przyjął” Pierre’a, i Gazmę od teraz należą do niego i Katedry. Pielgrzym informuje, że wcale nie pragnie odlecieć, błąkał się wokół lądownika, ponieważ odwiedzał wrak holownika „Sagittarius”. Ksiądz wspomina również swoje odwiedziny w tym miejscu kultu, kiedy zbierał informacje potrzebne do raportu. Znajduje się tam tak zwana „Droga Predú”, oznaczona żelaznymi krzyżami, prowadząca do samej Katedry. Pielgrzymi przemierzali tę kamienną drogę nawet na kolanach, bądź czołgając się w celu umartwienia ciała i pokuty. Pierre wyobraża sobie szalonego Gazmę, który codziennie pokonuje tę niebezpieczną trasę.
Nazajutrz Pierre podejmuje kolejną próbę opuszczenia „Rogu”. Nie udaje się to. Serce księdza przestało bić na pokładzie „Winstona”. Większość ludzi już odleciała, ponieważ gwiazda Madelina jest coraz bliższa. Opuszczony Lavone czuje przerażenie i jest zrozpaczony. Dzwoni Telesfer i sugeruje, że ksiądz mógł mieć jakiś kontakt z Czarną Watą, ale przecież znajduje się ona głęboko pod ziemią. Pierre dochodzi do wniosku, że naukowiec nie powiedział mu całej prawdy o tym zjawisku.
Z planetoidy odlatuje zarządca hotelu Honzl i daje księdzu dostęp do wszystkich kwater. Pierre udaje się do pokoju Mirtona i spostrzega, że zabrał ze sobą wszystkie osobliwe obrazy. W rzeczach księdza znajduje czarno-białe folie z odbitkami Katedry, a na nich dziwne zapiski dotyczące architektury. Pierre wspomina, jak przed wielu laty, sam próbował siać i programować żywokryst, aby stworzyć niewielką altankę. Znał więc podstawy owej wiedzy, mimo to nie mógł zrozumieć, jak działa żywokryst Katedry. Z rozmyślań wyrywa Pierre’a telefon od biskupa. Dostojnik orzeka, że być może uda się przetrwać na Izmiraidach nawet kilka lat, później jednak Lavone umrze w samotności. Biskup przeprasza księdza, że go posłał w to miejsce, po czym udziela mu błogosławieństwa oraz zapewnia, że Bóg go nie opuści nawet w pustce.
Odlatuje ostatni statek „Portwajn”, zabierający inżynierów NASA. Ani Pierre’a, ani Gazmy nie ma na pokładzie. Ostatnia szansa na ratunek przepadła. Ksiądz przemierza całkowicie opustoszałe miasto. Pierre dochodzi do wniosku, że po latach oddalenia od gwiazdy, planetoida się wychłodzi i to właśnie będzie przyczyną jego śmierci. Ksiądz czuje się skrzywdzony. Jako że czyny Gazmy można tłumaczyć chorobą i opętaniem, Pierre uważa, że nie zasłużył na taki los. Obawia się, że oto spotkał go Sąd Boży. Nie ma ochoty żegnać się z kimkolwiek. Najbardziej irytuje go brak zrozumienia dla tego, co się wydarzyło. Wiara zostaje zachwiana, a modlitwa przestaje mieć dla księdza znaczenie. Pierre udaje się do Katedry. Porównuje zdjęcia i zapiski Mirtona i dochodzi do wniosku, że budowla zmieniła się samoistnie. Dostrzega światło z hełmu Gazmy, który jakoś wspiął się na wyższe kondygnacje. Ksiądz staje nad grobem Izmira. Nie czuje jednak żadnego przyciągania. Włączywszy nagranie rozmowy z Telesferem, Pierre dedukuje, że tajemnicza Czarna Wata może być jakimś artefaktem Obcych, który trzyma planetoidy razem, a Izmiraidy zostały celowo wystrzelone w kosmiczną pustkę. Ale jaki miał być ów cel? Zmęczony poszukiwaniem prawdy, ksiądz zasypia przy grobie.
Mija tydzień. Pierre mieszka w hotelu. Jasność bliskiej gwiazdy oślepia, pomagają jednak okulary. Ksiądz dzwoni do Mirtona, który tłumaczy mu, że kod żywokrystu Katedry jest absolutnie bezbłędny. Jego badania nie przyniosły wymaganych odpowiedzi, gdyż budowla wymyka się z jakichkolwiek logicznych i matematycznych kategorii. Ksiądz prosi Pierre’a o dalsze zbieranie danych i przesyłanie wyników. Mijają kolejne dni, Lavone jest nerwowy i rozgoryczony. Tylko w Katedrze znajduje ukojenie i spokój myśli. Odprawia tam mszę. Uznaje, że jest chory. Aby znaleźć sobie jakieś zajęcie, kontynuuje badania Mirtona. Pomaga mu w tym sztuczna inteligencja (o imieniu Terrence) komputera Matabozzy. Ksiądz rozmieszcza wokół Katedry specjalistyczne kamery.
Na ogromnym kacu Pierre rozmyśla nad tym, czy ktoś (może nawet kosmici) kiedyś znajdzie jego szkielet. Komputer udostępnia trójwymiarową projekcję Katedry, widzianej na przestrzeni czasu. Ksiądz dostrzega, że Katedra istotnie żyje (zmienia się, oddycha, rośnie), jednak nie jest ani zwierzęciem, ani roślinnością, jawi mu się niczym jakaś bestia. Pomimo złowieszczego wydźwięku tego odkrycia, Pierre nadal uznaje Katedrę za coś pięknego. Nazywa ją „Acheiropoietą”, artefaktem sakralnym. Przedmiotem pozbawionym autora, w którym można dostrzec ingerencję teorii chaosu oraz mistycyzm. Ksiądz odłupuje fragment budulca Katedry i zanosi komputerowi do analizy. Terrence oznajmia, że nie jest to forma znanego mu żywokrystu. Pierre dochodzi do wniosku, że za wszystkim zapewne stoi Stefan Ugerzo, który wykorzystał bratanka w celu przetransportowania eksperymentalnego żywokrystu korporacji. Oskarżony mężczyzna jest oburzony i uznaje, że ksiądz jest w złym stanie psychicznym. Tymczasem Gazma niszczy kamery, Pierre planuje uniemożliwić mu poruszanie się pomiędzy śluzami i uwięzienie we wnętrzu Katedry.
Pewnego dnia ksiądz odkrywa niepokojącą substancję w swym osoczu – neożywokryst. Zakłada, że ktoś musiał mu to wstrzyknąć, co doprowadzi do niechybnej śmierci. Sztuczna inteligencja oznajmia, że zostały księdzu zaledwie tygodnie życia. Żywokryst Rotschilda-Larusa pożera człowieka od środka. Dni zlewają się, a ksiądz coraz gorzej się czuje – gorączkuje i często śpi. Budzi się obok grobu, nie pamiętając, jak się tam znalazł, traci rachubę upływającego czasu. Postanawia odprawić ostatnią mszę w Katedrze. Rzeczywistość miesza się z majakami umysłu, Pierre nie wie już, co jest realne, widzi jakieś istoty. Popada w katatonię i traci świadomość. Kolejne opisy są coraz bardziej niezrozumiałe i chaotyczne. Katedra najprawdopodobniej wchłonęła księdza (Gazmę także), pożywiła się ciałem, a oni stali się jej częścią. Zakończenie pozostawia duże pole do indywidualnej interpretacji czytelnika. Wiele pytań pozostało bez odpowiedzi.
„Katedra” zdobyła nagrodę imienia Janusza A. Zajdla w kategorii „Najlepsze opowiadanie roku 2000”. Kolejnym wyróżnieniem jest krótkometrażowy, bardzo klimatyczny film autorstwa Tomasza Bagińskiego z roku 2002, który został nominowany do Oscara (kategoria „Film animowany”; rok 2003). Owa krótka forma animowana jest luźną interpretacją nawiązującą do tytułowego opowiadania i zyskała dużą popularność i uznanie fanów. Mimo niezbyt obszernej formy, „Katedra” nie jest łatwym w odbiorze opowiadaniem, gdyż już na wstępie pojawia się wiele obco brzmiących wyrazów, neologizmów i nazw własnych. Jacek Dukaj jest znany z takiego stylu pisania – nie zamieszcza słowniczka pojęć czy choćby krótkiego wyjaśnienia, dlatego podczas czytania wymaga się skupienia i otwartości umysłu.
– żywokryst – to twór, który często pojawia się w opowiadaniu. Ciężko dokładnie zdefiniować tę „substancję”: jest to pewnego rodzaju kryształ, który buduje przestrzenie strukturalne za pomocą matematycznego programowania. Sieje się go jednak za pomocą fizycznych nasion. Możemy wizualizować sobie to jako coś podobnego do roślinnego pnącza, które rośnie, a także zakwita. Żywokryst może zbierać dane i komunikować się z komputerami.