Menu książki:
Mendel Gdański - Streszczenie
Mendel Gdański- Maria Konopnicka — Streszczenie szczegółowe
Mendel patrzył w okno, paląc fajkę. Starzec palił tytoń średniej jakości, ale jak bardzo mu smakował. Widział ludzi, których nigdy nie widział w uliczce, przy której ma swój warsztat introligatorski. Zastanawiał się nad tym. Myślał również o tym, jak dobrze zna tę uliczkę, jej cykl, jej tętno. Jak dobrze wie, o której spotkają się kobiety powracające z targu i będą rozmawiać o tym, jakie drogie są jajka, masło i mięso, jak będą sobie pokazywać jarzyny, które zakupiły. Wie, z której strony pojawi się słońce, ile dzieci wybiegnie, zza którego budynku śpiesząc się do szkoły. O której trzy lub cztery młode kobiety w czarnych chustach będą szły do fabryki cygar. Jak robotnicy w ciężkich butach, niosąc ze sobą piły, liny i inne narzędzia potrzebne na budowie, będą przechodzić po bruku. Stary Mendel może i wie, ile wróbli ma swoje gniazda w murach starego browaru, który góruje nad ulicą swoim czarnym kominem i w starej topoli, która ani nie ma sił do życia, ani sił do śmierci, i która na wiosnę wypuszcza jeszcze odrobinę zielonych liści. Uśmiechał się do siebie w duchu, bo z samego słuchu potrafił wywnioskować czy stróż Paweł do zamiatania ulicy korzysta ze swojej nowej, czy starej miotły. Jak by miał tego jednak nie wiedzieć, skoro na tej samej ulicy, w tym samym oknie jego warsztat introligatorski mieści się już dwadzieścia siedem lat. Stary Mendel wie doskonale, czy kaszel starego archiwisty, który przychodził do niego wciąż z nowymi stertami zatęchłych papierów do oprawienia, zmniejszył się czy zwiększył. Stary Mendel znał tę uliczkę jak własną kieszeń i kochał jej rytm, który pozostawał niezmienny od lat. Uważa tę uliczkę za mały, wyodrębniony od reszty rzeczywistości świat i Mendel zna wszystkie tajemnice tego świata. Stary introligator zna zapach pomady małego dependenta, który przychodzi do niego, i któremu Mendel zszywa akta dla mecenasa. Wie, kiedy przyjdzie Joasia od pani radczyni z żądaniem, aby jej oprawić w szkło laurkę z powinszowaniem z wyłaniającym się ze środka kawalerem z bukietem róż w ręku. Wie, kiedy student zamieszkujący strych nie je obiadu. Wie, z której strony nadbiegnie pensjonarka, aby jej poezje Czesława i Gawalewicza przepisane na listownym papierze, oprawić w na niebiesko i ze złotymi nitkami. Stary Mendel zna wszystkich i wie wszystko. Wszyscy też jego znają. Rzadko kiedy do zakładu przychodził ktoś obcy. Mendel opiekuje się synem swojej zmarłej córki, dziesięcioletnim Kubusiem. Chłopiec jest blady i chudziutki. Cierpi na przewlekły kaszel, co bardzo martwi starego Mendla. Chłopiec ma ciemne krótko ścięte włosy. Codziennie sąsiadka przynosiła Mendlowi mięso i rosół z rozmiękłymi kawałkami bułki. Stary introligator jednak nie je tego sam, a czeka na wnuka i oddaje mu najlepsze kawałki mięsa i stale dolewa mu rosołu. Mimo tego, że namawia wnuka, to Jakub nie jest chętny do zabaw z rówieśnikami na podwórku i dużo czasu spędza na nauce. Wszystko jednak odmienia się w piątek, kiedy to sąsiadka przynosi im makaron rybę i kaczkę od piekarza. Wtedy to Jakub siedzi przy oknie a stary Mendel, właściciel warsztatu introligatorskiego, przystępuje do modlitwy. Śpiewa pieśni modlitewne. Grupa chłopców staje i wyśmiewa się z Mendla i jego modlitwy. Wtedy podchodzi proboszcz i chłopcy natychmiast dają spokój Mendlowi. Od tamtej pory nic nie zakłócało spokoju poczciwego staruszka.
Pewnego dni a chłopiec przybiega do warsztatu introligatorskiego dziadka prawie w płaczu i bez czapki, którą dostał od Mendla. Mówi mu, że jeden ze szkolnych łobuzów nazwał go żydem, więc uciekł i po drodze zgubił czapkę, ale nie odważył się po nią wrócić. Mendel długo chodził w ciszy i nic nie mówił do osieroconego wnuka. Pod wieczór w końcu odezwał się do Jakuba. Powiedział mu, że bycie uczciwym żydem to nie wstyd, tylko zaszczyt, a o czapkę, która kosztowała pięć złotych bez sześciu groszy, kupi nową. Mówi mu, że o to nie ma co płakać, bo to głupota.
Do zakładu introligatorskiego, tak jak zawsze, przychodzi młody dependent i mówi Mendlowi, że żydów mają bić. Następny przychodzi zegarmistrz. On także mówi, że żydów będą bić. Mendel śmieje się i mówi, że jak krzywdzą ludzi, to i on sam pójdzie ich bić. Wszystkich żydów. Kiedy Mendel pyta, za co, zegarmistrz odpowiada, że za to, że żyd, że obcy. Mendel usilnie stara się przemówić mężczyźnie do rozumu. Mendel opowiada.
W domu było ich czternaście. Mendel urodził się Piętnasty, dlatego nazywa się Mendel. Ojciec kochał ich wszystkich. Powiedział, że gdy matka przynosiła śledzia do domu, to tata odkrajał sobie jedynie główkę, a resztę oddawał dzieciom, bo tak bardzo ich kochał. Mendel urodził się w Gdańsku. Dlatego nazywa się Gdański. Przytulił wnuka i powiedział, że chłopiec nazywa się Jakub Gdański. Mendel ma szóstkę dzieci. Jego córka młodo zmarła i osierociła syna, Kubusia, którym teraz opiekował się Mendel. Tłumaczy zegarmistrzowi, że żyd niczym nie różni się od niego, od zegarmistrza. Że jego wnuk do szkoły chodzi i niczym nie różni się od innych uczniów. Że ta wiedza, która chłopiec zdobędzie, to dla kraju i dla niego. Mendel nakazuje Jakubowi położyć się spać. Kiedy wnuk Mendla wyszedł z pracowni, stary introligator zapytał, gdzie to mówią, że żydów będą bić. Zegarmistrz odpowiada, że na ulicach mówią, ludzie mówią. Zegarmistrz opuszcza pracownię, mówiąc tylko „dobranoc”.
Następnego ranka, Mendel obudził wnuka, który zaspał do szkoły, dmuchając mu dymem z fajki prosto w nos. Chłopiec nawet nie zjadł śniadania z obawy, że spóźni się na lekcje. Gdy chłopiec już miał opuszczać warsztat dziadka, do pomieszczenia wszedł student i wepchnął go z powrotem do środka, nakazując im ucieczkę. Mendel sprzeciwił się. Nie chce się wstydzić tego, że jest żydem. Że chce tylko spokoju. Zirytowany student wychodzi z warsztatu. Mendel słyszy nadchodzącą wrzawę. Uliczka z rana tak jak zwykle była cicha i spokojna, a teraz- miała się rozegrać na niej tragedia, coś, co złamie Mendlowi serce. Jakub zaczął płakać ze strachu. Usiadł przy dziadku i przytulił się do niego. Do Warsztatu introligatorskiego starego żyda wbiegły, kobieta z dzieckiem na ręku, stróżka i straganiarka. Prosiły, aby Mendel i Jakub schowali się i zeszli im z oczu. Strużka chciała postawić w oknie obrazek święty albo krzyżyk. Mendel jednak odmówił. Nie chciał się wstydzić tego, że jest żydem. Objął wnuka i stanął z nim przy otwartym oknie warsztatu. Wrzawa, widząc Starca stojącego w oknie, ruszyła do niego, omijając wszystkie inne witryny. Gdzieś z tłumu, ktoś rzucił kamień, który trafił małego Kubusia w głowę. Chłopiec krzyknął. Kobiety obecne w pomieszczeniu zajęły się chłopcem. Mendel puścił wnuka, ale dalej stał niewzruszony w oknie, czekając na tłum. Wtedy pojawia się student. Staje przed oknem warsztatu introligatorskiego i broni go własnym ciałem. Wyzywa protestujących i nie pozwalają się zbliżyć. Tłum w końcu odpuszcza.
Tego wieczoru nikt nie uczył się przy stole ani nikt nie siedział w oknie. Gdyby nie wybita szyba w ogóle nie można by było się domyślić, co wydarzyło się rano. Uliczka znów była spokojna i cicha jak co dzień. W pokoju na łóżku leży Jakub z obwiązaną głową. Na łóżku, trzymając chłopca za rękę siedzi również student. W kącie sieni siedzi stary mendel. Smutny i przygnębiony. Od południa ukrywa twarz w dłoniach. Student mówi do niego, że przecież nikt nie umarł, a Kuba już w następnym tygodniu będzie mógł iść do szkoły. Mendel odpowiada mu, że umarło coś, z czym żył sześćdziesiąt siedem lat, że umarło w nim serce dla tego miasta.