Menu książki:
Cudzoziemka - Recenzja książki
,,Cudzoziemka”- Maria Kuncewiczowa- Recenzja książki
Spotkamy się dziś z dziełem, które praktycznie zaraz, gdy zostało wydane, zyskało wielką popularność. Czy rzeczywiście jest czym się zachwycać? Jakie podejście przyjąć podczas lektury tej książki, aby spróbować współczuć głównej bohaterce, lub po prostu nie denerwować się podczas czytania? Czy ,,Cudzoziemka” jest drugim ,,Odyseuszem”? W poniższej recenzji spróbuję odpowiedzieć na te pytania oraz pokuszę się oczywiście o ocenę dzieła.
Zacznijmy od początku. Co należy zrobić przed lub podczas czytania tej lektury? Polecam podejść w sposób nietypowy. Proszę posłuchać piosenek Marka Grechuty, w szczególności ,,Nie dokazuj”. Najlepiej jest nauczyć się tekstu, a podczas czytania nucić sobie, w ramach uspokojenia duszy, można też pokusić się o przyrównanie głównej bohaterki książki Róży, do bohaterki piosenki Grechuty. Po prostu spróbujmy zaśpiewać, zadedykować Róży piosenkę. To nie jest żart, naprawdę lepiej będzie nam się czytać tę książkę.
Ale dlaczego ma się nam czytać źle? Zanim udzielę pełniejszej odpowiedzi na to pytanie, opowiadając o języku, zahaczymy o nie, lecz do meritum przejdziemy później. Dlatego, że pewną rzeczą, która nie ułatwia odbioru książki, jest właśnie język. Nie chodzi tutaj bynajmniej o piękną, starodawną polszczyznę, lecz o nagromadzenie słów w obcych językach. Głównie w piosenkach śpiewanych przez Różę, lecz nie tylko. Nie wszystkie też słowa są przetłumaczone, a niestety nie każdy z nas zna francuski, niemiecki, angielski lub włoski. No cóż, pokazuje nam to tylko, jaką poliglotką była autorka książki oraz nadaje jakby pewnej wyniosłości głównej bohaterce.
Rzecz techniczna, której oceny zabraknąć nie może, czyli forma. Osobiście uważam, że należy ją pochwalić. Cała powieść podzielona jest na XX, dosyć krótkich rozdziałów, co ułatwia czytanie. Pojawiają się też wyżej wspomniane piosenki w różnych językach, dzięki dzisiejszej technologii można bez problemu odszukać je po wersach i odsłuchać. Jeżeli ktoś potrafi grać na instrumencie, może też je w domowym zaciszu zaintonować, gdyż kilka razy w powieści pojawia się nadrukowana pięciolinia z zapisem nutowym. Praktyka jest na tyle rzadko stosowana, dlatego o niej wspominam. No, pojawia się w jeszcze jednym znanym utworze literackim, z którym ,,Cudzoziemka” ma wiele wspólnego, ale o tym chwilę później.
Przejdźmy więc do samej treści. Jeżeli liczymy na przyjemną historyjkę do poduszki, będziemy mocno zawiedzeni. O ile forma i język w książce, nie jest aż tak trudny, jak bardziej specyficzny, to z samą treścią jest już trochę gorzej. Na talerz dostajemy bowiem nic innego jak niebanalną powieść psychologiczną. Na dodatek opowiada nam ona historię i tragedię kobiety, a sama książka jest również nie tylko pisana przez kobietę, lecz podobno Róża, była wzorowana na matce Marii Kuncewiczowej, tak więc nie pominięto tu żadnego szczegółu opisu. Jest to bardzo smutna opowieść, poruszająca wiele tematów z ludzkiego życia, w szczególności sztuki, małżeństwa i rodzicielstwa. Mówiąc półżartem być może należałoby adresować tę książkę do przyszłych matek i żon, aby dać idealny wzór jak nie być dobrą matką lub żoną. Nie zapomniałem o artystach. Również im się przyda te dzieło. W środku bowiem znajdziemy naprawdę doskonały opis tego jak sztuka, wpływa na osoby wrażliwe na piękno. Kierowałbym też tę książkę do osób zagubionych, wędrujących, ciągle nie potrafiących znaleźć swojego miejsca na świecie. Fabuły nie będę zdradzał, ale tytuł ,,Cudzoziemka” już sam w sobie dużo mówi. To właśnie zasługuje na pochwałę. Tak dobry opis życiowego zagubienia, ciągłej wędrówki z jednego miejsca w drugie, przy ciągłym braku zadowolenia ze swojej sytuacji, jak i również pewnego szaleństwa jak w ,,Cudzoziemce”, znajdziemy chyba tylko, w dziele Jamesa Joyce’a ,,Ulisses”. Już same tytuły bardzo mocno łączą obie te książki. Obie są o pewnej podróży, tylko takiej, w której nie ustalono jeszcze celu. Akcja obydwu tych książek zamyka się w jednym dniu. Dalej, oba te dzieła, posiadają mistrzowski sposób opisu przeżyć wewnętrznych. Tylko, że u Joyce’a nazywa się to ,,strumień świadomości”, a u Kuncewiczowej nie otrzymało to specjalnej nazwy, lecz jest bardzo zbliżone do tego co odnajdziemy w ,,Ulissesie”. W obu utworach znajdziemy też piosenki i nadrukowane na papier pięciolinie z zapisem nutowym utworów. Przypadek? Pewnie tak, lecz ukazujący, że nasza polska literatura, nie tylko trzyma poziom europejskiej, lecz nawet depczę po piętach. Jednocześnie właśnie dzięki zastosowanej przez Marii technice opisu uczuć Róży, możemy doskonale poznać i spróbować zrozumieć główną bohaterkę powieści.
Po nieco przydługawym monologu na temat treści, przyszedł już czas na podsumowanie. Ciężko jednoznacznie ocenić czy ta książka mi się podobała, czy też nie. Niezależnie jednak od tego, trzeba chylić czoła przed autorką i przyznać jej geniuszu w tej powieści. Raduje mnie fakt, że ten utwór znajduje się na listach lektur i mimo tego, że nie należy on do tych najłatwiejszych, wart jest uwagi dzisiejszego czytelnika. Tych co nie lubią zbytnio czytać, zachęcę też pewnie tym, że sama książka nie składa się ze zbyt wielu stron. Sporo wartościowej treści, a objętości już niewiele. Jednak mimo początkowej niechęci, nawet po przeczytaniu, z czasem muszę się przyznać, że książka ta bardzo mi się podoba i jeszcze raz zachęcam do jej lektury.