Menu książki:
Wesele w Atomicach - Streszczenie szczegółowe
„Wesele w Atomicach” to opowiadanie Sławomira Mrożka opublikowane w 1959 roku w zbiorze o tym samym tytule.
Z genezą utworu może mieć związek fakt, że w 1958 r. w Świerku pod Warszawą uruchomiono reaktor atomowy „Ewa”.
Sławomir Mrożek jest autorem popularnych opowiadań oraz utworów dramatycznych, zaliczanych do nurtu tak zwanego teatru absurdu. Jego dorobek literacki jest bardzo duży i zróżnicowany – można doń zaliczyć artykuły prasowe, felietony, reportaże, żartobliwe rysunki, dramaty i utwory prozatorskie. W swoich dziełach poruszał problemy społeczne, filozoficzne, polityczne i psychologiczne. Był znany z charakterystycznych, satyrycznych i surrealistycznych treści, poprzez które przedstawiał i ośmieszał absurdy PRL-u, a także ludzkie wady i słabości.
Sławomir Mrożek zadebiutował w latach pięćdziesiątych XX wieku jako rysownik w „Przekroju”. Później opublikował „Opowiadania z Trzmielowej Góry” i „Półpancerze praktyczne”. Ale dopiero wydany w 1964 roku dramat pod tytułem „Tango” przyniósł mu międzynarodową sławę i uznanie publiczności. Niektóre utwory Mrożka, jak np. „Artysta”, „Tango” czy “Wesele w Atomicach” znalazły się w kanonie lektur szkolnych.
Utwór „Wesele w Atomicach” zawiera elementy groteski i pastiszu. Groteska charakteryzuje się połączeniem w jednym dziele jednocześnie występujących elementów przeciwstawnych, takich jak na przykład tragizm i komizm, fantastyka i realizm, piękno i brzydota. Pastisz to z kolei to rodzaj stylizacji polegający na naśladowaniu istotnych cech jakiegoś dzieła lub stylu, dodatkowo zagęszczający je i uwydatniający.
Akcja opowiadania dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości w wiosce o nazwie Atomice. Jest to nazwa znacząca, jednoznacznie nawiązująca do atomu – nowoczesnej technologii, która może być wykorzystywana zarówno jako niewyczerpane źródło energii, jak też broń masowego rażenia.
Bohaterami utworu są: narrator, pan młody, panna młoda, ojciec panny młodej i mieszkańcy wsi, których możemy potraktować jako bohatera zbiorowego.
Efekt groteski powoduje zestawienie rzeczywistości wiejskiej (stodoła, słomianka, bose nogi, zydel, przyzba, powała, malowana skrzynia, posag, ludowe obrzędy i przyśpiewki) ze zdobyczami techniki (reaktory, głowice jądrowe, odrzutowce, patenty, elektroliza). Zestawienie to daje jednocześnie efekt komiczny, ponieważ wieś zazwyczaj jest symbolem ciemnoty i obskurantyzmu, nowinki techniczne docierają tam najpóźniej i najsłabiej się przyjmują. Podobnie używanie wiejskiej gwary przez osoby, które teoretycznie ukończyły uniwersytet, przemieszanej z typowymi zwrotami socjalistycznej propagandy również stanowi element absurdalnego humoru. Dla czytelnika obeznanego z realiami PRL czytelne będą także aluzje do absurdów tamtej rzeczywistości. Ze względu na wszechobecną cenzurę Mrożek zastosował swego rodzaju „kostium historyczny”.
Narratorem opowiadania jest jeden z mieszkańców wioski. Autor zastosował narrację pierwszoosobową. Utwór rozpoczyna się w momencie, gdy do narratora przychodzi jego dawny znajomy, aby zapraszać na wesele swojej córki. Panowie znają się jeszcze ze studiów. Para wydaje się być dobrana – pan młody jest posiadaczem laboratorium, dwóch reaktorów i zakładu syntezy chemicznej. Panna Młoda ma otrzymać w posagu siłownię i sześć patentów z dziedziny biochemii.
W momencie spotkania narrator nie zajmuje się żadną czynnością, która kojarzyłaby się nam ze wsią – nie sieje ani orze, nie karmi zwierząt, tylko walcuje blachę na zimno. Jest to zaawansowany technologicznie proces obróbki metalu, w wyniku którego można uzyskać taśmę lub blachę o grubości od 1,6 do 3 milimetrów. Jego gość także nie jest rolnikiem, ale uczonym. Niestety, rozmowę utrudniają odrzutowce, które „uwiły sobie” pola startowe za stodołą. Użyte tu uosobienie może być rozumiane dwuznacznie – z jednej strony jako przykład plastyczności chłopskiej mowy, a z drugiej jako uczłowieczenie techniki – być może owe odrzutowce obdarzone są sztuczną inteligencją i naprawdę same wybierają miejsce i czas swojego startu i lądowania?
Ojciec panny młodej cieszy się z zamążpójścia córki, ale obawia się awantury na weselu. Narrator uspokaja go, po czym przez kwadrans wspólnie obserwują wiejskie życie. Nic szczególnego się nie dzieje – dzieci wracają drogą z uniwersytetu, a stary Józwa zwozi do stodoły paliwo.
Nadchodzi dzień wesela. Pewną trudnością okazuje się fakt, że akurat wtedy zaczęto w Atomicach przekształcać przyrodę. Tereny leśne cywilizowano, za to na pustyni sadzono drzewa. Część ziemi zmeliorowano, inną nawodniono, odwrócono także bieg rzeki. To wszystko spowodowało, że na podwórku narratora powstała ważna tama o strategicznym znaczeniu gospodarczym, wybudowana tak niefortunnie, że drzwi do domu ledwo się otwierały. Te oczywiste absurdy to nawiązania do „planowej gospodarki socjalistycznej”, której kreatorzy naprawdę często nie zwracali uwagi na realia ani zdrowy rozsądek, np. rozwijano przemysł ciężki na wzór ZSRR, gdy tymczasem ludzie nie mieli ubrań, butów, naczyń, zapałek itp.
Kiedy narrator (nieco spóźniony w związku z obiektywnymi trudnościami komunikacyjnymi) dociera na przyjęcie weselne, akurat mają miejsce oczepiny. W tradycji ludowej oczepiny polegały na ścięciu panie młodej warkocza (symbolu panieństwa) i nałożeniu czepca (symbolu małżeństwa). Do dziś na weselach o północy panna młoda rzuca za siebie welon, jako symbol zmiany swojego stanu cywilnego.
W Atomicach na początek też jest „jakby normalnie”) – druhny śpiewają piosenkę, która zawiera wróżbę na temat koloru oczu potomstwa, ale potem robią pannie młodej … elektrolizę, czyli „proces, polegający na przemianie chemicznej wywołanej przepływem prądu elektrycznego, w którym energia elektryczna przekształca się w energię chemiczną”; w procesie elektrolizy można uzyskać np. wodór. Jest to zatem kolejny przejaw absurdalnego humoru. Po elektrolizie panna młoda trafia do komory ciśnień – zbiornika ciśnieniowego umożliwiającego kontrolowanie środowiska w jego wnętrzu (m.in. ciśnienia, tlenu, wilgotności czy temperatury). Tak „przygotowana” może udać się do kościoła.
Goście weselni ubrani są w ludowe termostaty – pewnie jakiś rodzaj skafandrów utrzymujących stałą temperaturę – nałożonych na garnitury. Mimo rozwoju technologii nie zmienia się zwyczaj nadużywania trunków wysokoprocentowych – niektórym już „kurzy się ze skafandrów”, a „podchmieleni piloci” strzelają z rur wydechowych. Można z tego domniemywać, że podstawowym środkiem komunikacji w Atomicach jest samolot.
Po kościele zaczyna się prawdziwa zabawa. Narrator na chwilę wychodzi z sali, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Słyszy dochodzące z wnętrza odgłosy – nowoczesną muzykę (dodekafoniczną i syntetyczną), przyśpiewki i przytupywania. Na zewnątrz z kolei słychać szczekanie psów, widać gwiazdę, w którą dzieci rzucają kamieniami.
W pewnym momencie między dwoma młodymi mężczyznami (Smygą zza rzeki i Piegiem) rozpoczyna się pojedynek na przyśpiewki. Okazuje się, że między bohaterami ma miejsce spór światopoglądowy, a przyśpiewki mają charakter socjalistycznych pieśni masowych. Pieg twierdzi mianowicie, że w budowaniu szczęścia społecznego najważniejsza jest moralność. Smyga, jak prawdziwy socjalista, pochwala technikę – to ona ma zapewnić ludziom szczęście i świetlaną przyszłość. Niestety, już po chwili adwersarze sięgają po mocniejsze argumenty – Smyga cichaczem zachodzi Piega i atakuje go głowicą atomową, która miał schowaną za pazuchą. Pieg, zataczając się, ma jeszcze tyle sił, by nacisnąć guzik od surduta i odpalić rakietę średniego zasięgu z wyrzutni ukrytej w nogawce spodni. Rakieta miała trafić Smygę prosto w czoło. Całe szczęście, że ostatni człon nie odpalił i nastąpiła dewiacja z kursu. Potem jest już klasycznie – rozpoczyna się bójka „każdego z każdym”, po sali latają rakiety. Wybucha „wojna atomowa” – pamiętajmy, że opowiadanie powstało w 1959 roku, czyli w szczytowym okresie konfliktu między mocarstwami określanego mianem zimnej wojny, w który USA i ZSRR nawzajem szachowały się możliwością użycia broni atomowej.
Na nic zdają się rozpaczliwe okrzyki ojca panny młodej: „Ludzie, co robita?!” Nikt nie zwraca uwagi na licznik Geigera, który pokazuje wzrastający poziom radioaktywności. Na środku izby zaczynają wyrastać ogromne niebieskie paprocie. Tylko jeden uczestnik bójki, Bańbuła, używa broni konwencjonalnej – noża. W tej sytuacji ojciec panny młodej ucieka się do ostateczności – traktuje krewkich weselników gazami bojowymi. Okazuje się, że wszyscy są przygotowani na taką ewentualność i rzucają się do kombinezonów ochronnych. Niestety, kombinezon narratora okazuje się nieszczelny, dlatego postanawia on opuścić zabawę i wrócić do domu.
W drodze powrotnej nie uskarża się na słabą widoczność – od zagrody, w której odbywa się wesele bije takie promieniowanie, że jest jasno jak w dzień. Pada także ożywczy radioaktywny deszczyk. Niestety, w pewnej chwili narrator czuje, że zaczyna się zmieniać fizycznie – nabierać owadzich kształtów. Wyrastają mu dodatkowe kończyny, zielony róg na czole, a na plecach chitynowy pancerzyk. Mimo to jakoś udaje mu się dotrzeć do domu. Wtedy dowiadujemy się, że uległ miniaturyzacji, bo wchodzi przez szparę w ramie okiennej i znajduje sobie bezpieczne miejsce na listwie za szafą z dala od pająków, aby zasnąć, rozmyślając, jak to było na tym hucznym weselisku.
Można zauważyć, że utwór Mrożka jest również pastiszem wesela Boryny z „Chłopów” Reymonta. Oba wesela dzieją się na wsi, przebiegają według tradycyjnego scenariusza ze zwyczajami, przyśpiewkami i gorzałką, do tańca przygrywa ludowa orkiestra, ale różnią się finałem: u Reymonta zabawa do końca jest pogodna, pełna życia i radości. U Mrożka natomiast nawiązuje do obrazów „wiejskiej potańcówki”, kończącej się zwykle bójką. Niezwykłość „imprezy” w Atomicach polega na tym, że walczący wykorzystują nowoczesną broń masowej zagłady – głowice atomowe, wyrzutnie rakiet i gazy bojowe.
O ile Reymont chłopską kulturą się zachwycał, o tyle Mrożek z niej żartuje. Nie ma wprawdzie nic przeciwko tradycji, ale tradycja pomieszana z nowoczesnością jak groch z kapustą nie ma sensu. Prymitywne, cepeliowskie myślenie zestawione z nauką wywołuje prawdziwą katastrofę.
Opowiadanie „Wesele w Atomicach” początkowo wydaje się być pochwałą postępu i rozwoju techniki: „Hej, wysoko ci u nas technika stanęła, wysoko…”. To pierwsze zdanie utworu można jednak także potraktować jako sarkastyczny komentarz do komunistycznej propagandy wmawiającej obywatelom, jak dobrze i nowocześnie żyje im się w socjalistycznej ojczyźnie.
Po zakończeniu lektury opowiadania możemy dojść do wniosku, że nowoczesna technologia wcale nie musi oznaczać nowoczesnego myślenia: można pozostać niewolnikiem stereotypów, dysponując najnowszymi zdobyczami techniki. Z drugiej strony Mrożek zmusza nas do zastanowienia się nad kosztami postępu technicznego i rozwoju cywilizacyjnego. To nie tylko zniszczenie środowiska naturalnego, ale także bezpośrednie zagrożenie dla nas samych. Postęp jest więc co najmniej dwuznaczny, przynajmniej w sensie moralnym. Kiedy technika wyprzedza moralność, pojawia się dewiacja, wynaturzenie świata. Nieprzemyślane zachowanie, agresja może doprowadzić do katastrofy, końca świata jaki znamy. Moralność powinna być fundamentem wszelkiego rozwoju, wszelkich zmian. Jeśli rozwój techniki nie idzie w parze z rozwojem uczuciowym, intelektualnym człowieka – skutek może być tragiczny. Mrożek nie twierdzi, że to, co nowoczesne, jest złe. Ale ulepszenia, które de facto okazują się utrudnieniami, są po prostu bezsensowne. A takie właśnie są Atomice. Pełne sprzeczności i absurdów. Jednego dnia zalesione, następnego dnia wykarczowane. Nikt nie wie, jaki jest prawdziwy cel melioracji, budowy tamy lub zmiany biegu rzeki. Aby zapewnić ludzkości dobrą przyszłość nie wystarczą skomplikowane urządzenia i wynalazki, potrzebna jest moralność i zdrowy rozsądek.
Podsumowując można stwierdzić, że „Wesele w Atomicach” to karykatura postępu, który nie będzie zrównoważony rozwojem intelektualnym i moralnym. Można się z utworu Mrożka śmiać, ale oby to nie był śmiech przez łzy.