Menu książki:
Antygona w Nowym Jorku - Problematyka
Janusz Głowacki przedstawia dramat, w zasadzie jest to tragifarsa.
Tragifarsa, czyli utwór, który nosi jednocześnie cechy dramatu oraz komedii.
Janusz Głowacki swym utworem poniekąd odwołuje się do Antygony.
W tej tragifarsie również mamy dylemat prawa do godnego pochówku, funkcję Kreona przyjmuje w „Antygonie…” policjant, który co prawda nie wchodzi w dyskurs z bohaterami, jednakże prowadzi monolog, który jest kontrapunktem do mających miejsce wydarzeń.
Anita chce odzyskać ciało Johna, w tym celu zwraca się o pomoc do Saszy oraz do Pchełki.
Pchełka przywędrował do Nowego Jorku z Polski, Sasza jest Żydem z Petersburga, jednakże cały czas mówi o Leningradzie. W postaci Pchełki możemy odnaleźć całe spektrum cech przypisanych stereotypowo do Polski, chodzi mi o megalomanię, nadwrażliwość na własnym punkcie.
Autor porusza temat bezdomności, w jaki sposób odbierani są przez społeczeństwo ci pokrzywdzeni przez los ludzie.
Janusz Głowacki postanowił odczarować stereotyp bezdomności, że ludzie nią dotknięci nie odwołują się jedynie do najniższych pobudek, że mają swój system wzniosłych wartości.
W „Antygonie…” odnajdziemy nawiązanie do tragedii antycznej, jest to zarysowane bardzo wyraźnie.
Janusz Głowacki sam o sobie stwierdził, że „lubi pisać na innych tekstach”, również w „Antygonie…” jest to bardzo wyraźnie pokazane.
„Antygona…” jest palimpsestem.
Co ważne, autor opisuje w tym dziele mit Ameryki, która ma być rajem na ziemi, przestrzeń, w której z jednej strony można było się wzbogacać; to też obszar tolerancji, równości oraz wolności.
Janusz Głowacki stworzył persyflaż, czyli utwór, w którym ironia oraz szyderstwo kryją się w słowach nader wyszukanych.
Persyflaż to policzek w stronę drugiego człowieka, wypowiedziany w wydawałoby się godny szacunku sposób.
Policjant, który pojawia się na kartach „Antygony…” wyraża się właśnie persyflażem.
Policjant jest postacią, która wydawałoby się schlebia jednemu bezdomnemu, który wyszedł z tego stanu, jednakże widać, że równocześnie mu pogardza. Z drugiej jednak strony, proszę zauważyć, że sam się odsłania, mówiąc o książce niezbyt wysokich lotów, jak jest świetnym tytułem.
Autor każe zastanowić się, gdzie przebiega granica pomiędzy bezdomnymi a tzw. porządnym obywatelem?
Granica pomiędzy tzw. normalnością a bezdomnością w rzeczywistości jest nikła.
Anita jest osobą bezdomną, jednakże wydaje się najbardziej normalna ze wszystkich postaci, które zostały przedstawione w „Antygonie…”.
Anita wyraża szacunek dla ciała swego zmarłego ukochanego.
Pisarz opisuje wartości amerykańskie, które neguje.
Sasza jest malarzem, który w Leningradzie naraził się sowieckim aparatczykom, Anita pracowała u Calvina Kleina, przybyła z Portoryko. Dziewczyna pracowała po 18 godzin, by mieć kapitał na powrót do San Juan. Dostrzegamy, że system pracy w Stanach Zjednoczonych dla takich ludzi jak ta pracowita dziewczyna z Portoryko, jest systemem niewolniczym. Matka dziewczyny umiera, dziewczynę władze eksmitują z mieszkania, które z matką zamieszkiwała.
„Antygona…” jest książką o wymiarze socjologicznym. Bezdomność jest brakiem korzeni oraz wyzyskiwania. Bezdomność jest również stanem duchowym, który przeżywamy również my, pracownicy wielkich korporacji.
Bezdomność wraz z biedą stanowią stan umysłu. Właśnie o tym jest omawiana przeze mnie książka.