Menu książki:
Dzika kaczka - Recenzja książki
,,Dzika kaczka” Henryka Ibsena zaintrygowała mnie już od pierwszych stron. Nie przypominała mi żadnego z wcześniej czytanych dramatów – różniła się od nich pod wszystkimi względami i chyba właśnie to sprawiło, że przeczytałam ją w jeden wieczór. Sam bieg historii nie jest bowiem skrojony na miarę Edypa czy choćby słynnych dramatów Szekspira.
Wszystko zaczyna się od przyjęcia u starego Werle, który wydaje uroczysty obiad na część swego dawno niewidzianego syna. Gregers — ponieważ właśnie tak ma na imię Werle-junior — zaprasza na nie przyjaciela ze szkolnych lat, Hjalmara Ekdala. Jest ciekawy, jak potoczyły się jego losy, a odpowiedzi kompana z młodości sprawiają, że Gregers zaczyna rozważać coś, czym w ogóle nie powinien zaprzątać sobie głowy. Zaduma młodego Werle okazuje się fatalna w skutkach, które dosięgają losy nic niespodziewających się bohaterów.
Gdyby podsumować ten dramat jednym zdaniem, można by rzec: to opowieść o prawdzie. Ibsen świetnie skrojoną fabułą ukazuje aspekty, nad którymi na co dzień zazwyczaj się nie pochylamy lub postrzegamy je w zupełnie inny sposób. Coś niepokojącego tkwi w koncepcie ,,Dzikiej kaczki” — coś, co niesie ze sobą nieprzyjemne, aczkolwiek niezbędne myśli. Nie da się przejść obok tego dramatu bez własnych przemyśleń, naznaczonych osobistymi doświadczeniami i życiowym dorobkiem, który bezpośrednio kształtuje pogląd na poruszane tematy.
Ibsen zadaje nam pytanie: czy prawda rzeczywiście ma tak wielką wartość? Czy obłuda nie stanowi niekiedy lepszego rozwiązania problemu? I wreszcie — czy każdy z nas żyje w pajęczynie kłamstw, która z każdym dniem oplata coraz bardziej, by kiedyś pęknąć i nierozważnie wystawić swą ofiarę na siejącą zniszczenie ulewę prawdy? W ,,Dzikiej kaczce” nie znajdujemy przejrzystej odpowiedzi na żadne z tych pytań. I właśnie w tym tkwi urok Ibsena — w niedopowiedzeniach, ujmującej mgle tajemnic oraz sieci sekretów. To nam zostawia niechlubne zadanie odnalezienia rozwiązań tych zagadek, które w istocie powinny spędzać sen z powiek i niepokoić tak, jak niepokoi myśl o śmierci. Nieoczywistym kształtowaniem akcji budzi iście dziecięcą ciekawość, naznaczoną jednak dojrzałymi rozterkami.
Sposób prowadzenia fabuły od początku do końca jest niewątpliwie nowatorski. Czytając ,,Dziką kaczkę”, miałam wrażenie, że obcuję z literaturą godną XX wieku, nie zaś końca XIX. Samo wyparcie akcji na drugi plan i podkreślenie wagi analizy psychologicznej zasługuje na podziw — nie spotykamy takich dramatów na co dzień. Ibsen jawi mi się jako mistrz ukazywania rysów postaci. Byłam zaskoczona, a zarazem zachwycona sposobem, w jaki przedstawia bohaterów, nie używając przecież żadnych opisów. Samymi dialogami stworzył złożony świat, w którym każdy jest moralnie szarym charakterem. Kieruje elementami w dramacie jak najlepszy z marionetkarzy. Działania wydają się w nawet najmniejszym calu zaplanowane i być może dla niektórych przewidywalne, lecz jakże genialnie wyeksponowane do analizy. Nie ma decyzji, której nie dałoby się wyjaśnić — nie ma również ruchu, którego nie dałoby się rozważyć w sposób czysto psychologiczny. Sztuką jest poznanie tak dobrze mechanizmów rządzących człowiekiem, by opisać je równie wiernie jak Ibsen. Odnalazłam w tym niejako Donnę Tartt — ten sam magnetyzm, urok i magia, lecz inna forma. Przyłapywałam się na tym, że zaczęłam ignorować swe obowiązki, by płynąć wraz ze słowami niczym nieprzerwanym nurtem. Właśnie to, jak bardzo ujmujący jest tekst, czyni pisarza wielkim i Ibsen na to miano w pełni zasługuje.
Warto również zwrócić uwagę na zawartą symbolikę, wyłaniającą się w każdym akcie. Prócz tytułowej dzikiej kaczki, znajdziemy tam kilka odniesień, które po przeczytaniu dramatu łączą wszystko w spójną całość i odkrywają elementy być może wcześniej pominięte. W pewnych momentach miałam wrażenie, że czytam współczesny mit — historia zdawała się nasycona magią, lecz magią budzącą trwogę i niepokój. Potrafiłam odczytać niektóre nawiązania, a więc przewidzieć dalsze wydarzenia, ale wciąż tkwiła we mnie niezdefiniowana obawa. Przypomina mi to czasy, kiedy jako mała dziewczynka słuchałam bajek czytanych przez moich rodziców i cała drżałam z lęku, co się dalej stanie. Przyznam, że to niezwykle miłe powrócić do tego typu emocji.
W ,,Dzikiej kaczce” urzekła mnie także obrazowość. Dialogi prowadzone są w sposób, który natychmiastowo wyświetla w mej głowie film. Wyobraziłam sobie każde wspomniane miejsce i atmosferę tam panującą, co zwiększyło przyjemność poznawania przedstawionej historii. Jest to oczywiście ogromna zaleta, biorąc pod uwagę, że skupiamy się na sztuce teatralnej. Co różni ją jednak inną od pozostałych tragedii, jest fakt, że świetnie sprawdza się nie tylko na scenie. Styl Ibsena czyni ją oddzielnym dziełem, które możemy traktować nawet jako samo broniącą się powieść zaklętą w formie dramatu.
Nie jest to dzieło proste do analizy. Nie znajdziemy tu lekkości komedii — wręcz przeciwnie. Nieraz zmarszczymy skonsternowani brwi i uniesiemy wzrok znad kartki, zastanawiając się nad dopiero co przeczytanym zdaniem. Sądzę jednak, że warto zmierzyć się z ,,Dziką kaczką”. Nie będzie to czas stracony. Każdy, kto lubi spędzić chwilę zadumy nad psychologią i problemami natury egzystencjalnej, odnajdzie tu pole do popisu. Ibsen to genialny twórca, po którego zamierzam sięgnąć w przyszłości i polecam to wszystkim fanom literatury oraz teatru.
Być może właśnie w ,,Dzikiej kaczce” odkryjemy swą prawdę — a przecież o to chodzi, czyż nie?