Dym - Streszczenie

„Dym – streszczenie”
W mojej pracy chcę przedstawić streszczenie noweli Marii Konopnickiej pt.: „Dym”. Opowiada ona o bardzo smutnej historii matki i syna. Wybrałam ten utwór, ponieważ wzruszyła mnie ich miłość i niezwykła więź.
Dawno temu w małej facjatce mieszkała sobie stara wdowa z synem Marcysiem. Ich domek stał naprzeciw ogromnej fabryki, w której chłopak pracował jako kotłowy. Kobieta bardzo go kochała. Był on dla niej najważniejszy, był całym jej światem. Właśnie dlatego, zawsze spoglądała przez małe okienko facjatki na ogromny komin fabryczny, gdzie Marcyś pracował. Patrząc na ciemne kręgi dymu wylatujące z komina, wyobrażała sobie swojego syna. Prawie widziała go stojącego w granatowej płóciennej bluzie, w skórzanym pasie, odwiniętym kołnierzu i lekkiej furażerce na jasnych włosach. Marcyś również bardzo kochał i szanował swoją matkę. Widział ją ,gdy tylko spojrzał na swój dom i wąskie pasemko dymu wydobywające się z komina chatki. On z kolei wyobrażał sobie kobietę w różowym fartuchu, białym czepku na głowie i w tołbaku. Czasem zdawało mu się nawet, że czuje zapach przygotowywanych przez matkę potraw. To właśnie przez tę ich więź, dym był dla nich taki ważny. Większość osób nawet go nie zauważała, ale oni go rozumieli, był dla nich jakby żywą istotą. Dym z komina facjatki i dym z fabryki łączył ich. Sprawiał, że byli razem, choć osobno.
Chłopak w południe wracał do domu na posiłek. Wdowa miała zawsze smaczny obiad przygotowany specjalnie dla niego i dawała mu największą porcję, sama często nie dojadając. Chłopak jadł szybko i z wielkim apetytem. Chwalił posiłki i dziękował za nie. Żegnał się szerokim znakiem krzyża i całował matkę w rękę na pożegnanie. Zaraz potem wracał do pracy. Kobieta zostawała sama. Ogarniała dom, łatała odzież i bieliznę Marcysia. Zimą robiła grube pończochy na sprzedaż. I aż do wieczora z utęsknieniem czekała na powrót swego ukochanego dziecka, spoglądając na dymiące kłęby w powietrzu. Na te lecące od niej i od jej syna, i czuła się wtedy mniej samotna.
Dym przybierał różne kształty i barwy. Czasem był jak „żelazna gadzina” – długi i wysoki, czasem lekuchny jak „zasłona w powietrzu”, przybierał postać żagla wielkiego statku lub obłoczka różanego. Niekiedy przypominał pióropusz, a czasem miał kształt mar nieziemskich, widziadeł. Zdarzało się, że pędził jak szalony, a kiedy indziej wisiał ciężko nad dachami. Wdowa obserwowała go niemal bez przerwy. Patrzyła na fabrykę, w której przebywał jej syn i często popadała w zadumę.
Marcyś wracał do domu dopiero późnym wieczorem. I znów z wielkim apetytem pochłaniał kolację. Wypytywał matkę, jak minął jej dzień, po czym ziewał szeroko. Kobieta mówiła mu wtedy, żeby zmówił pacierz i szedł spać. Po chwili zasypiał, a wdowa modliła się jeszcze do późna o zdrowe i długie życie syna, po czym też się kładła.
Rano kobieta wstawała bardzo wcześnie tak, jak to ludzie wstają na starość i czekała na przeraźliwy świst pary puszczonej z fabryki. Gdy go usłyszała, budziła swojego syna. A on niechętnie zwlekał się z łóżka, ale szybko zbierał do pracy. Taki porządek dnia odbywał się codziennie, nie wyłączając niedzieli.
Jednak pewnego dnia Marcyś zerwał się w środku nocy z krzykiem i usiadł na swoim łóżku. Wdowa od razu zaczęła wypytywać go co się stało, ale on milczał. Matka przytuliła syna zmartwiona, nie wiedząc, co wprawiło go w takie zaniemówienie, aż wreszcie chłopak powiedział, że śnił mu się piorun trafiający go w serce. Przerażona wdowa nie wiedziała, co powiedzieć. Ciężko było wydobyć jej choć słowo. Po chwili jednak otrzeźwiała i zaczęła go pocieszać, mówiąc, że ma sennik i wie, co oznacza piorun we śnie. Jednak trudno było jej uspokoić syna. Udało się dopiero, gdy powiedziała, że ten sen oznacza szybkie wesele. Marcyś zamyślił się i rozweselił. Pomimo to, nie mogli jednak oboje zasnąć. Siedzieli więc razem, cieszyli się, śpiewali. Rzadko mieli na to czas, dlatego chętnie skorzystali z tej okazji. Gdy nadszedł czas, chłopak wesoło poszedł do pracy. Był pewien, że to będzie dobry dzień, ponieważ świetnie się zaczął. Rozstali się w radości. Wdowa była niby szczęśliwa, ale miała dziwne, złe przeczucie. Wyjrzała przez okno za synem, on odwrócił się i spojrzał w górę. Nie wiedzieli, że było to ich ostatnie pożegnanie… .
Nagle przed południem faciata się zatrzęsła. Kobieta zaniepokojona spojrzała w stronę fabryki. Po chwili pękła szyba w oknie, a wdowa oniemiała. Zobaczyła, że wybuchł komin fabryczny, w którym był Marcyś. Matka widząc cegły spadające na ziemię, traciła ostatnie nadzieje na ocalenie syna. Gdy zrozumiała, że chłopak nie żyje, zawalił się jej cały świat, całe jej szczęście legło w gruzach.
Po śmierci Marcysia, kobieta nadal siadywała przy okienku i patrzyła na fabryczny komin. Obserwowała dym, lecz nie był on już dla niej taki piękny i radosny. Nie przywodził na usta uśmiechu ani nie przybierał rozlicznych kształtów jak kiedyś. Kiedy na niego patrzyła, zamieniał się w mglistą postać Marcysia. Matka wyciągała do niego swą dłoń, ale on rozpływał się wtedy, a wiatr unosił go gdzieś w błękitach… .

Cała szkoła w Twojej kieszeni

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: