Zaczarowana zagroda - Streszczenie szczegółowe

Akcja opowiadania Aliny i Czesława Centkiewiczów pt. „Zaczarowana zagroda” rozgrywa się na stacji badawczej im. Dobrowolskiego na Antarktydzie. Bohaterowie zajmują się badaniem pingwinów. Opowiadanie zaczyna się od przemyśleń profesora, który zastanawia się, dokąd mogą udawać się pingwiny, kiedy tylko na Antarktydzie zaczyna się mroźna zima. Zamyślony profesor stoi wśród pingwinów Adeli (nazwa gatunku) i zadaje sobie na głos pytania.
Jeden z pingwinów jest na tyle zainteresowany tym, co mówi profesor, że podnosi łebek i słucha go uważnie. Profesor również przygląda się bacznie obserwującemu go ptakowi. Pingwin ten bardzo wyróżnia się spośród innych przedstawicieli swojego gatunku. Wszystko za sprawą czarnej podłużnej łatki na jego śnieżnobiałym gorsie, która przypomina profesorowi krawat. Profesor w żartach nazwa pingwina elegancikiem, który wystroił się na spotkanie z nim.
W tym samym momencie profesor wpada na pewien pomysł i czym prędzej biegnie do zasypanego śniegiem domku, wołając od progu swoich towarzyszy. Pomysłem profesora jest założenie pingwinom Adeli na łapki aluminiowych obrączek. Początkowo towarzysze nie wiedzieli, po co te obrączki, więc profesor im to wytłumaczył. Profesor miał zamiar na każdej obrączce wyryć nazwę stacji, datę i numer obrączki. Następnie chciał prosić za pomocą radia wszystkich pływających po morzach Antarktydy polarników, marynarzy i łowców wielorybów o tym, by powiadamiali, ich jak tylko spotkają zaobrączkowane pingwiny na swojej drodze. Te informacje miały pomóc badaczom określić trasę wędrówki pingwinów Adeli. Oczywiście na realizację tego pomysłu badacze mieli niewiele czasu, gdyż pingwiny już przygotowywały się do odpłynięcia. Badaczom pomysł profesora bardzo się spodobał i chętnie chcieli zabrać się do obrączkowania pingwinów. Zanim do tego przystąpili, musieli najpierw zbudować z brył lodu zagrodę, do której zagonią pingwiny. Młodzi badacze z zapałem zabrali się więc do budowy zagrody. Nie przeszkadzał im w tym zadaniu nawet panujący mróz i lada moment zbudowali lodowy mur zagrody. Według profesora do eksperymentu wystarczy złapać pięćdziesiąt pingwinów. Okazało się, że nie będzie to jednak nie tak proste, ponieważ pingwiny Adeli nie bały się ludzi i nie miały ochoty maszerować do zagrody. Każdy pingwin sprytnie uciekał badaczom, dopóki nie pojawił się lampart morski. Teraz pingwiny wolały uciekać od lamparta morskiego do ludzi. Profesor i jego badacze bardzo zmęczyli się podczas zaganiania pingwinów. Ponieważ zbliżała się już północ i słońce było nisko na horyzoncie, polarnikom udało się złapać jedynie trzydzieści pingwinów do zagrody. Pingwiny nie były wcale zadowolone z zamknięcia w zagrodzie. Do zagrody trafił również elegancik. Profesor był bardzo szczęśliwy z tego powodu, gdyż to właśnie nietypowy znak krawatu u elegancika podsunął mu pomysł na znakowanie ptaków. Następnie wszyscy wrócili do domu coś zjeść i położyć się spać. Obrączkowaniem pingwinów mieli się zająć na drugi dzień. Profesor stwierdził, że oprócz obrączkowania będą je także znaczyć na grzbiecie farbą. Pingwiny mieszkające na prawo od stacji miały mieć namalowany czerwony znak, a pingwiny mieszkające na lewo od stacji – zielony. To znakowanie kolorami miało pozwolić sprawdzić, czy pingwiny wracają do swoich gniazd. Na drugi dzień z samego rana profesor jako pierwszy wybrał się do zagrody. Ku jego ogromnemu zdziwieniu zagroda była pusta. Profesor aż zdębiał na ten widok i nie mógł pojąć, jak to możliwe. W zagrodzie nie było żadnego z pingwinów – prócz elegancika. Profesor pędem pobiegł do domu obudzić badaczy. Krzyczał, że mur był za niski, bo wszystkie pingwiny uciekły. Zdziwieni badacze zabrali się od razu do pracy i lada moment podwyższyli lodowy mur. Dodatkowo wygładzili wszystkie ściany dla pewności, że mur nie ma żadnych luk. Dalszą część dnia polarnicy spędzili na uganianiu się za pingwinami. Było to jeszcze bardziej trudne zadanie niż dzień wcześniej. Pingwiny uciekały przed nimi we wszystkie strony, tak jakby zmówiły się między sobą. Ledwo żywym polarnikom dopiero po północy udało się zamknąć w zagrodzie zaledwie dwadzieścia pingwinów. Wśród ptactwa był również elegancik. Tej nocy biedny profesor nie zmrużył wcale oka. Na nogach był jeszcze szybciej niż w dniu poprzednim. Profesor tak się spieszył, żeby sprawdzić zagrodę, że nawet nie zapalił ulubionej fajki. Gdy doszedł do zagrody, nogi aż się pod nim ugięły. W zagrodzie znów nie było pingwinów, oprócz elegancika i jakiegoś drugiego mniejszego pingwina. Profesor dla pewności kilkukrotnie obejrzał całą zagrodę. Szukał luk, dziur i podkopów, dzięki którym pingwiny mogły uciec. Na nic się zdało sprawdzanie zagrody, ponieważ ta nie miała żadnych wad. Profesor nie znalazł nawet najmniejszej dziury. W końcu do zagrody przyszli polarnicy. Jako pierwszy zjawił się Andrzej z plecakiem pełnym aluminiowych blaszek. On również nie mógł uwierzyć w to, co widzi. W końcu także i reszta polarników, widząc pustą zagrodę, zaczęła się zastanawiać, czy to, czego uczyli się o pingwinach dotychczas, to może być nieprawda. Polarnicy zastanawiali się również między sobą, czy aby na pewno pingwiny nie latają. Profesor zapewnił swoich towarzyszy, że nie ma opcji, żeby pingwiny latały. Została więc do wyjaśnienia kwestia, w jaki sposób pingwiny uciekają. Profesor był już zmęczony całą sytuacją. Tym razem postanowił zagonić do zagrody kilka ptaków. Zaraz po obiedzie polarnicy mieli się wziąć do obrączkowania pingwinów. Wszyscy byli już zmęczeni całą sytuacją. Przy obiedzie siedzieli w milczeniu. Profesor w całym zamieszaniu zgubił ulubioną fajkę. Janek zbił sobie mocno kolano, aż prawie kuśtykał. A Andrzej wpadł do lodowatej wody w oceanie. Nikomu nie było do śmiechu. Tę okropną ciszę przerwał dźwięk śmigłowca, który pojawił się nad domem polarników. Chwilę później w drzwiach pojawił się pilot z sąsiedniej stacji polarnej, na której badacze prowadzili różne obserwacje, takie jak mierzenie temperatury powietrza czy szybkości, z jaką wieję wiatr. Pilot, który zjawił się u polarników, śmiał się tak bardzo, aż łzy ściekały mu po policzkach. Pilot śmiał się z tego, jakie sprytne pingwiny ma profesor. Żartował sobie również, że polarnicy trenują je do cyrku. Pilot przyznał również, że przelatując nad zagrodą, prawie się przez pingwiny zabił. Dodał, że nigdy by nie uwierzył w to, co robią pingwiny, gdyby nie zobaczył tego na własne oczy. Polarnicy nawet nie słuchali do końca tego, co mówi pilot, tylko od razu popędzili do zagrody. Na miejscu zastali nietypowy widok. O gładką lodową ścianę zagrody opierał się elegancik. Elegancik miał szeroko rozpostarte skrzydełka, a na jego grzbiecie stał drugi pingwin, który ledwo utrzymywał równowagę. Po grzbietach pingwinów wspinał się trzeci pingwin, pomagając sobie w każdy możliwy sposób. Gdy pingwin był już na szczycie tej żywej piramidy, zjeżdżał na brzuchu po zboczu lodowej ściany na drugą stronę zagrody. To samo robił każdy inny pingwin czekający na swoją kolej. Profesor sam zaczął się śmiać, jakie mądre są te niepozorne stworzenia. Zagadka zaczarowanej zagrody została nareszcie rozwiązana. W końcu nadeszła mroźna zima, a polarnicy wspominali często mądre pingwiny, które na krach odpłynęły w cieplejsze strony przed srogą zimą. Profesor zaś znaczył czerwonymi punkcikami na mapie trasy wędrówek pingwinów. Z różnych stron oceanów otaczających Antarktydę dochodziły wiadomości o pingwinach ze stacji badawczej im. Dobrowolskiego. W końcu zima ustała i nagle wszystkie pingwiny powróciły na Antarktydę. Profesor i polarnicy bacznie obserwowali powracające ptaki. Żaden z pingwinów się nie pomylił, każdy wrócił do swojego gniazda. Było to wiadome dzięki namalowanym na grzbietach pingwinów oznaczeniom. Profesor był szczęśliwy, gdy tylko zobaczył wracającego elegancika i inne pingwiny z obrączkami na łapkach. Uradowany badacz obiecał, że już nigdy więcej nie będzie zamykał pingwinów w zagrodzie. A pingwiny otaczające profesora słuchały go uważnie – tak jak niegdyś elegancik.

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: