Władca Pierścieni – Dwie Wieże - Recenzja książki

Muszę przyznać, że długo nie mogła jakoś przekonać się do przeczytania trylogii „Władcy Pierścieni”. Może odpychały mnie od tego skrajne recenzje i opinie. Miałam poczucie, że seria ta albo mnie zachwyci, albo obrzydzi do reszty twórczości Tolkiena. Na szczęście tak nie było, i chwała za to. Po pierwszy tom „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia”, sięgnęłam za sprawą przyjaciółki, która jest wielką fanka uniwersum Śródziemia. Od dłuższego czasu próbowała mnie do tego nakłonić, i w końcu jej się udało. I tak, w ten sposób przeczytałam najpierw pierwszy tom, a następnie drugi: „Władca Pierścieni: Dwie Wieże”, której tutaj recenzję napiszę.
Wpierw należałoby w bardzo krótki sposób powiedzieć, o czym jest książka. Drugi tom „Władcy Pierścieni” został podzielony na dwie księgi. W pierwszej z nich czytamy o kontynuacji losów Merry’ego i Pippina, którzy zostają porwani przez nowy, dotąd nieznany szczep orków –Uruk-hai, oraz historii Legolasa, Aragorna i Gimliego, którzy w Lesie Fangorn odnajdują Gandalfa Białego, powstałego po śmierci Gandalfa Szarego. Druga księga opowiada o zmaganiach Frodo i Sama, do których dołącza Gollum i razem całą trójką wyruszają do Mordoru, aby zniszczyć pierścień i pokonać Władcę Ciemności. W pierwszej księdze zatytułowanej „Zdrada Isengardu” dzieje się prawdziwa magia. To tutaj Tolkien opisał szereg walk i potyczek, dołączanie nowych sprzymierzeńców. Armia Aragorna i Theodena walczy z orkami Sarumana w Helmowym Jarze. Mamy również potyczkę w Isengardzie, na który napadają enty, czyli pradawne istoty, przypominające z wyglądu olbrzymie drzewa, ale mogące się poruszać, mówić i – najwidoczniej – również walczyć. Pomysł ten podsunęli im Merry i Pippin, którzy zauważyli, iż czarodziej Saruman wycina wielkie pałacie lasu, aby zasilić piece i tworzyć uzbrojenie dla swojej armii. Zaproponowali entom zemstę, a te chętnie na to przystały. Mimo pojawienia się wielu wątków i wielu większych bitew oraz pomniejszych potyczek, książka nie jest chaotyczna czy mniej zrozumiała. Wszystko zostało w zrozumiały sposób przedstawione, a opisy samych przygotowań do bitew czy same opisy batalistyczne nadają pewnej dynamiki powieści.
W drugiej księdze „Podróż do Mordoru” czytamy o kontynuacji losów Frodo i Sama. Ta część wydaje mi się nieco nudniejsza, bardziej monotonna, brak w niej takiej dynamiczności jak w poprzedniej księdze. Oczywiście, wciąż pełni ważną rolę w całej książce, ale księga druga nie zachwyciła mnie swoim wykonaniem. Tolkien opowiada tutaj o długiej wędrówce dwóch hobbitów, którzy natrafiają również na Golluma – opętanego mocą pierścienia i poszukującego swojego skarbu. Decydują się go zwerbować do swojej małej grupki i razem z nim kontynuują przeprawę. Wydaje mi się, że w drugiej księdze najciekawszą postacią był Gollum, który wiele knuł i oszukiwał. Z przyjemnością czytałam niektóre fragmenty, w których występował, ponieważ często zdarzało mi się myśleć, co się stanie, przewidywać dalsze losy trójki śmiałków.
Podobał mi się nowy zabieg wprowadzony przez Tolkiena, a mianowicie chodzi o przedstawianie wydarzeń z dwóch perspektyw. Z jednej strony wiemy, co dzieje się w Rohanie i Isengardzie, a z drugiej poznajemy wędrówkę Frodo do Mordoru. Jest to pewnego rodzaju urozmaicenie i zdecydowanie przyciągnęło moją uwagę, a o to chyba właśnie chodzi – aby czytelnik z ciekawością przyswajał każde słowo zapisane w książce i nie odłożył pozycji na półkę z utworami zbyt topornymi, aby je przeczytać w całości. Nie kojarzę żadnej innej książki, która zastosowałaby podobne narzędzie, co również według mnie stawia „Władcę Pierścieni: Dwie Wieże” na pozycji książki bardziej urozmaiconej i w pewien sposób niezwykłej. Polecam przeczytać ją nawet osobom nieprzepadającym za fantastyką, chociażby, aby zapoznać się z możliwościami, które daje podział na perspektywy.
Tolkien stworzył wiele postaci, ale każda z nich ma swoją przeszłość, marzenia, cele, które chce osiągnąć i charakter. Postacie te są tak bardzo realistyczne w swej fantastycznej obudowie, że ciężko wybrać jedną postać na swojego faworyta. Jeśli jednak miałabym wybrać bohatera, który najbardziej zapadł mi w pamięć, z pewnością nie mogłabym zdecydować się pomiędzy Gimlim a Legolasem. Pierwszy z nich jest dosyć małomównym krasnoludem, ale za to mądrym, odważnym i świetnie posługującym się toporem. Drugi – Legolas – jest elfem, który postanawia dołączyć do Drużyny Pierścienia w pierwszym tomie serii. Obaj bohaterowie stanowią pewnego rodzaju całość. Często na kartach książki przekomarzają się, co jest bardzo śmieszne. Ich przyjaźń po prostu się „czuje”, tak jakby była prawdziwa, a to przecież tylko postacie książkowe. Warto tutaj wspomnieć, że elfy raczej nie przepadały za krasnoludami i to z wzajemnością. Pomimo tego, Gimli i Legolas świetnie się dopełniali, byli naprawdę dobrymi i zżytymi przyjaciółmi i to naprawdę czuć.
„Władca Pierścieni: Dwie Wieże” z pewnością nie jest najlepszą książka z trylogii. Wydaje mi się być takim średniakiem wśród pozostałych dwóch tomów. Mimo wszystko tom oferuje nam odpowiedzi na przynajmniej kilka pytań, które każdy czytelnik stawiał sobie podczas czytania pierwszej części przygód Frodo. Książka przedstawia, oprócz walki dobra ze złem, wielką przyjaźń i zaufanie, wytrwałość w dążeniu do większego celu. Jeśli ktoś wciąż ma pewne obawy przed zagłębieniem się w historię Śródziemia, niech je natychmiast rozwieje. Trylogia ma swoje wzloty i upadki, ale z pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników fantastyki i nie tylko! Czas przełamać lody i sięgnąć po „Władcę Pierścieni”. Z pewnością nikt się nie zawiedzie.

Cała szkoła w Twojej kieszeni

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: