Charlie i fabryka czekolady - Streszczenie szczegółowe

„Charlie i fabryka czekolady” to książka autorstwa Roalda Dahla, brytyjskiego pisarza, który zasłynął właśnie z tej powieści.
Książka zaczyna się ogólnym przedstawieniem głównych bohaterów i opisania po jednej cesze każdego z nich. Postacie te to: Augustus Gloop ‒ wielki łakomczuch, Veruca Salt ‒ dziewczynka nadmiernie rozpieszczana przez rodziców, Violet Beauregarde ‒ nieustannie żująca gumę, Mike Teavee ‒ bez przerwy oglądający telewizję, i najważniejsza postać książki ‒ dziewięcioletni Charlie Bucket. Po przedstawieniu dzieci, nadeszła pora na zaprezentowanie dorosłych i bliskich Charliego. Dziadek Joe i babcia Josephine to rodzice Pana Bucketa, natomiast babcia Georgina i dziadek George to rodzice Pani Bucket. Pan i Pani Bucketowie to oczywiście rodzice Charliego. Cała ta duża rodzina mieszkała na obrzeżach wielkiego miasta w małym, drewnianym domku. Rozmiar mieszkania i liczba jego mieszkańców sprawiała, że życie Bucketów było trudne. W domu było tylko jedno łóżko, w którym spali dziadkowie chłopca. Z całej rodziny tylko Pan Bucket miał pracę. Pracował w fabryce pasty do zębów, gdzie całymi dniami nakładał nakrętki na tubki napełnione pastą, jednak za taką pracę nie dostawał zbyt wielu pieniędzy, toteż sytuacja rodziny nie należała do łatwych. Każdego dnia jedzono to samo: chleb z margaryną, ziemniaki z kapustą i kapuśniak. Charlie potrzebował jednak czegoś bardziej sycącego. Często rodzice chłopca oddawali mu swoje porcje kolacji i obiadu, ale to i tak było za mało. Charlie przecież rósł, a organizmowi trzeba dostarczać różnych składników odżywczych. Było jednak coś, za czym dziewięciolatek przepadał. Była to czekolada. Niestety, rodzinę nie stać było na słodycze, a Charlie dostawał upragniony smakołyk tylko raz w calutkim roku, w swoje urodziny. Na dodatek chłopiec każdego dnia przechodził straszne tortury, bowiem naprzeciwko jego domku znajdowała się ogromna, gigantyczna wręcz fabryka czekolady. Nie była to jakaś zwyczajna, pierwsza lepsza fabryka czekolady. To była najcudowniejsza i największa fabryka słodyczy na świecie! Należała ona do słynnego Willy’ego Wonki, najwspanialszego wynalazcy czekolady, jaki kiedykolwiek chodził po świecie. Charlie bardzo marzył o tym, żeby kiedyś przekroczyć próg fabryki i poznać wszystkie jej zakamarki. W najśmielszych nawet snach nie myślał, że kiedyś to zrobi.
Każdego dnia Charlie przed pójściem spać przychodził do dziadków, by powiedzieć im „dobranoc”. Każdy ze starców miał ponad 90 lat, wobec tego byli pomarszczeni jak suszone śliwki. Staruszkowie smutni leżeli całymi dniami, ale kiedy przychodził do nich ukochany wnuczek, pogodniały im twarze. Codziennie rozmawiali sobie na wiele tematów. Często dołączali do nich mama i tato Charliego. Któregoś dnia chłopiec wypytywał staruszków o fabrykę i samego Willy’ego Wonkę. Ekspertem w tym temacie okazał się dziadek Joe, który z takim zachwytem i przejęciem opowiadał wnukowi, że można byłoby go słuchać całymi dniami. Wspominał wspaniałe słodycze, ale też wyjawił chłopcu pewną zagadkę. Otóż z fabryki nikt nigdy nie wchodzi i nie wychodzi.
Następnego dnia dziadek opowiadał dalej. Pewnego dnia Pan Wonka powiedział swoim pracownikom, żeby odeszli i nigdy już nie wrócili. To była zaskakująca decyzja, ale jej przyczyna okazała się prosta: szpiedzy. Konkurencyjni wytwórcy czekolady zazdrościli sukcesów Panu Wonce, dlatego mieli swoich agentów, którzy podejmowali pracę w fabryce w celu wykradnięcia przepisów i receptur. I tak niedługo fabryka Fickelgrubera wyprodukowała lody, które nigdy nie topniały, nawet gdy leżały na słońcu. Był to jeden z wielu wynalazków Willy’ego Wonki. Później fabryka Prodnose’a stworzyła gumy do żucia, które nigdy, ale to nigdy nie traciły smaku. Te słodycze też były specjalnością Pana Wonki. Na domiar złego fabryka Slugwortha wypuściła cukierkowe balony, które można było nadymać do ogromnych rozmiarów, jednak ten przepis również został wykradziony. Pan Wonka, gdy dowiedział się, że grasują u niego szpiedzy, nie czekał długo, i zamknął fabrykę. Kominy przestały dymić, a fabrykę nie opuściła ani jedna tabliczka czekolady, zaś sam geniusz, jakim zdecydowanie był Pan Wonka, zniknął. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Ludziom było bardzo przykro, że fabryka produkowała wspaniałe słodycze i zakończyła swoją pracę. Wtedy zdarzył się cud. Któregoś dnia z kominów znów zaczął ulatywać dym, a powietrze znów pachniało topioną czekoladą. Ludzie krzyczeli z radości, wiedzieli, że odzyskają zatrudnienie. Jednak nic z tego. Wielkie, żelazne bramy, jak były zamknięte, takie pozostały. Dorośli się dziwili, ponieważ fabryka znów pracowała! Jeszcze dziwniejsze były cienie, które widziano w oknach fabryki ‒ podobne do ludzkich, ale nadzwyczaj małe. Nie było jednak najmniejszych wątpliwości: znowu do sklepów trafiły pyszne czekolady, nadziewane po brzegi różnymi wspaniałościami, a fabryka żyła i tworzyła coraz to fantastyczniejsze i genialniejsze słodycze. Zachwytom i zdumieniom nie było końca: kto pracuje w fabryce? Pana Wonki też nikt nie mógł spytać, ponieważ była to postać rzadko pokazująca się publicznie, owiana tajemnicą. Wtem do pokoju wparował Pan Bucket z gazetą w ręku. Ogłosił niezwykłą nowinę: fabryka Wonki zostanie otwarta dla kilku szczęśliwców!Otóż Wonka wydał oświadczenie, w którym poinformował: do fabryki będzie mogło wejść pięcioro dzieci i ani jedno więcej! Żeby można było do niej wejść, trzeba było znaleźć Złoty Bilet, zwany też Złotym Kuponem. Złotych Biletów było pięć i znajdowały się w pięciu przypadkowych tabliczkach czekolady, które można było nabyć w każdym sklepie, na każdej ulicy, w każdym państwie świata! Po przeczytaniu ogłoszenia, zaczęła się dyskusja między dziadkami. Babcia Josephine uważała, że producent czekolady jest nienormalny, natomiast dziadek Joe, który wspaniale opowiadał Charliemu o fabryce, uznał, że to geniusz. Staruszek słusznie przewidział, że niedługo czekolada stanie pewnego rodzaju modą, a całą kulę ziemską ogarnie szał kupowania czekolady, w nadziei, że to właśnie w tej znajdzie się Złoty Bilet. Cała rodzina zaczęła marzyć, jak to by było znaleźć taką niespodziankę. Charlie wiedział jednak, że on nie przeżyje takiego uczucia, takiej euforii, w końcu dostaje tylko jedną tabliczkę rocznie. Babcia Josephine go pocieszyła, mówiąc, że ma takie same szanse jak inni, a jego urodziny są już w przyszłym tygodniu. Dziadek George był innego zdania. Uważał, że Złote Kupony trafią do bogatych dzieci, które jedzą tabliczkę czekolady dziennie! Szanse były jednak bardzo wyrównane.
Na drugi dzień od obwieszczenia w gazecie już znaleziono pierwszy Złoty Bilet. W gazecie, którą przyniósł Pan Bucket, widniało zdjęcie chłopca tak bardzo grubego, że zajmował cały kadr! Zdjęcie zostało podpisane imieniem i nazwiskiem szczęśliwego znalazcy: Augustus Gloop. Miasto, w którym mieszkał Augustus, było tak dumne z jego bohatera, że wszyscy mieszkańcy wywiesili flagi, a dzieci dostały wolne od szkoły! W wywiadzie, który dała matka chłopca powiedziała, że nie jest specjalnie zdziwiona, bo jej syn zjada tak dużo czekolady dziennie, że niemożliwe by było, gdyby nie znalazł kuponu. Babcia Georgina zauważyła, że odrażająca jest zarówno ta kobieta, jak i sam Augustus. Dzień przed urodzinami Charliego ogłoszono, że znaleziono drugi Bilet. Bilet znalazła dziewczynka, która nazywała się Veruca Salt. Pochodziła ona z bardzo bogatej rodziny. Veruca powiedziała rodzicom, że po prostu musi zdobyć ten bilet, musi go mieć. Po czterech dniach udało się. Pan Salt bowiem był szefem pewnej firmy orzeszkowej i dał swoim robotnicom czekolady do otwierania. Dziewczynka w opinii dziadków Charliego była jeszcze gorsza od Augustusa Gloopa.
Następnego dnia były urodziny Charliego. Chłopiec otworzył swój prezent ‒ kajmakowo-pistacjową mega pychotę Wonki. Niestety, pod papierkiem nie było niczego oprócz pysznej czekolady. Kolejnego dnia znaleziono aż dwa Złote Bilety. Trzeci bilet znalazła Violet Beauregarde. Opowiadała o tym, że jest rekordzistką świata w żuciu gumy i obecną ma już ponad trzy miesiące! Czwartym szczęśliwcem okazał się niejaki Mike Teavee. Oglądał telewizję i był widocznie bardzo zdenerwowany tym, że reporterzy z całego świata przeszkadzają mu w śledzeniu serialu z gangsterami. Został już tylko jeden, jedyny Złoty Bilet.
Nazajutrz dziadek Joe dał Charliemu jego ostatnie pieniądze. Bardzo mu zależało na Kuponie. Kiedy chłopiec wrócił ze sklepu, w którym kupił czekoladę, od razu zabrał się do otwierania. Czekolada nazywała się smakowicie orzechowa chrupanka-niespodzianka Wonki. Ale tutaj też nie było Kuponu.
Wkrótce rodzina zaczęła głodować. Stało się to dlatego, że Pan Bucket stracił pracę, a nadeszła zima. Gdy Charlie wracał ze szkoły, zobaczył dolarowego banknota. Wziął banknot i ruszył do najbliższego kiosku. Chciał kupić czekoladę. Bardzo głodował. Kiedy kupił czekoladę, zjadł ją od razu. Nawet nie liczył na Złoty Bilet. Postanowił kupić jeszcze jedną kajmakowo-pistacjową czekoladę. I wtedy stało się to. Znalazł ostatni Złoty Bilet! Wrócił do domu cały w skowronkach. Niedowierzanie i niesamowita radość ogarnęła rodzinę. Pan Bucket z przejęciem odczytał nadrukowane na bilecie pozdrowienia i zaproszenie do fabryki. Okazało się, że wycieczka po fabryce miała się odbyć już następnego dnia. Rodzice Charliego zdecydowali, że to dziadek Joe pójdzie do fabryki. Później do domu wtargnęły dziesiątki dziennikarzy i dużo czasu zajęło tacie ich wygonienie.
1 lutego przed bramą stanęły tysiące ludzi, by zobaczyć Willy’ego Wonkę i pięciu szczęśliwców w towarzystwie bliskich. Gdy zegar gdzieś daleko odmierzył godzinę 10.00, pojawił się on. Willy Wonka ‒ żywa legenda we własnej osobie! Wkrótce właściciel fabryki zaprosił dzieci do siebie. Weszli przez duże, czerwone drzwi i tak zaczęła się przygoda. Wszyscy zostawili gdzieś płaszcze i ruszyli długim, szerokim korytarzem. Skręcali ciągle w lewo i w prawo. W końcu dotarli do najważniejszej sali ‒ czekoladowni. Otworzyli drzwi i ich oczom ukazał się niesamowity widok. To była jakaś łąka z zieloną trawą, drzewami i wielką, ogromną wręcz czekoladową rzeką. Mało tego, był tam nawet czekoladowy wodospad! Zwiedzający zauważyli też robiące wrażenie, szklane rury, które, jak się okazało, odprowadzały czekoladę z rzeki i wodospadu po całej fabryce. Pan Wonka tłumaczył, że dzięki wodospadowi czekolada staje się lekka, kremowa i puszysta. Okazało się, że nawet trawa została zrobiona z miętowego cukru i wszystko na tej łące jest jadalne!
Nagle Veruca Salt zobaczyła coś niskiego i ruszającego się. Był to mały człowieczek. Potem wyłoniły się kolejne. Setki ludzików, które dorosłemu człowiekowi sięgają do kolan! To byli Umpa-Lumpasi, jak wytłumaczył Pan Wonka. Sprowadził je z Lumpalandii, mrocznej krainy pełnej dzikich dżungli. Wizjoner w Lumpalandii szukał egzotycznych aromatów, a znalazł Umpa-Lumpasów. Oni kochają, szaleją wręcz za ziarnami kakaowca, ale w ich kraju nie ma zbyt wielu drzew z tymi ziarnami, więc Pan Wonka zaproponował im pracę w fabryce w zamian za ziarna, których zużywa do produkcji czekolady. Tak znaleźli się w fabryce. Wynalazca podkreślił również, że kochają muzykę i taniec i że bywają złośliwi. W pewnym momencie obecna podczas zwiedzania matka Augustusa krzyknęła do niego. Dlaczego? Otóż ten tłusty chłopak stał nad czekoladową rzeką i pochylał się nad nią, chłeptając płynną czekoladę niczym pies. Wszyscy mu zwracali uwagę, by przestał, ale on nie chciał ich słuchać. W końcu tak się przechylił, że wpadł do rzeki. Rozpaczliwie wołał o pomoc, ponieważ nie umiał pływać, ale nikt mu nie pospieszył na ratunek. Na dodatek oddalał się on od brzegu, ponieważ rury wsysały czekoladę i tworzyły wir. Augustus Gloop po chwili został wessany i poleciał bardzo wysoko. W końcu zniknął. Rodzice dziecka lamentowali, użalając się nad losem grubasa. Wycieczka ruszyła dalej, już bez rodziny Gloopów.
Wtem przypłynęła wielka łódź, w której wiosłowali ‒ a jakżeby inaczej ‒ Umpa-Lumpasi. Uczestnicy wycieczki usiedli i popłynęli czekoladową rzeką. Mijali wiele pracowni z różnymi cudami. W końcu zatrzymali się przed drzwiami, na których było napisane: Gabinet Wynalazków. Wszyscy wysiedli z łodzi i weszli do środka.  Na miejscu było mnóstwo słodyczy, które kiedyś miały wejść na taśmę produkcyjną, ale aktualnie były w fazie testowania. Pan Wonka i reszta stanęli przed ogromną maszyną, która nagle zaczęła pracować. Po chwili ramię tejże maszyny wyciągnęło się do przodu i oczom wszystkich ukazała się… guma. Jednak nie była to jakaś tam zwykła guma do żucia. To było coś absolutnie genialnego. To był pasek gumy, który miał w sobie 3-daniowy obiad! W tym akurat wyprodukowanym kawałku była zupa pomidorowa, pieczeń wołowa i placek z borówkami. Bardzo spodobało się to Violet Beauregarde, która zerwała gumę i od razu zaczęła ją żuć. Panu Wonce to się jednak nie spodobało, bowiem guma była niedopracowana. Na początku Violet poczuła prawdziwą zupę pomidorową, potem mistrzowską pieczeń, a na samym końcu był wadliwy placek. Dlaczego wadliwy? Otóż gdy Violet czuła i przełykała placek, jej nos i twarz, i skóra zaczęły się robić fioletowe od koloru borówek. Wkrótce cała jej skóra już była fioletowa. Wtedy zaczął się drugi etap. Violet była coraz większa i coraz to grubsza, aż osiągnęła rozmiar gigantycznej, okrągłej borówki. Violet nie była już sobą, była wielką kulą. Pani Beauregarde musiała przeturlać córkę do sali tłoczenia soków. To miało pomóc dziewczynce, która była niczym nadmuchany balon. Tak więc w wycieczce brali udział już tylko Veruca Salt, Mike Teavee oraz Charlie Bucket. Wyszli na kolejny długi korytarz i znowu skręcali to w lewo, to w prawo. Mijali wiele różnych drzwi, np. zlizywalne tapety do żłobków, gorące lody na chłodne dni, krowy, które dają czekoladowe mleko albo wznoszące napoje z bąbelkami. W końcu znaleźli drzwi, na których był napis: orzecharnia. Nie mogli wejść do niej, ponieważ rozwścieczyliby wiewiórki, które łuskały orzechy! Dobre orzechy odkładały na bok, a złe wrzucały przez ramię do wielkiego zsypu. Veruca Salt bardzo chciała dostać tresowaną wiewiórkę, ale Pan Wonka oświadczył jej, że nie są na sprzedaż. Na to wściekła dziewczynka weszła do orzecharni. Musiała mieć wiewiórkę! Ale jej zachcianki nie skończyły się dobrze. Wszystkie sto wiewiórek wlepiło oczy w Verucę i rzuciło się na nią. Dziewczynka próbowała walczyć z nimi, ale te były silniejsze. Gryzonie chwyciły Verucę i wrzuciły ją do zsypu! Rodzice pobiegli i wskoczyli za nią. W zwiedzaniu uczestniczyła już tylko dwójka dzieci i trzech dorosłych. Mike Teavee był bardzo zmęczony, dlatego Willy Wonka zmienił środek transportu z własnych nóg na windę. Ale nie jakąś tam windę. To była wielka szklana winda, w której były tysiące różnych przycisków, jednak najdziwniejszą jej cechą był fakt, że jeździła ona nie tylko góra-dół, lecz także na boki i na skos! Mike Teavee wcisnął jeden z wielu przycisków, przy którym było napisane: czekolada telewizyjna. W końcu trafili do tego oto pomieszczenia. Niemal wszystko było tam białe i jasne. Pan Wonka wytłumaczył, że czekolada telewizyjna jest emitowana w telewizji i można ją zjeść, wyciągając rękę! Państwo Teavee i Bucketowie zobaczyli, jak emituje się i wysyła do telewizji ogromną tabliczkę czekolady. Mike Teavee też chciał trafić do telewizji, dlatego postanowił, że zrobi to samo i wyemitował się sam. Najpierw się zeskanował, później wędrował w postaci milionów kawałeczków w powietrzu, by na samym końcu pojawić się na ekranie. Rodzice Mike’a wyjęli go z ekranu, ale jak można było przewidzieć, był malutki. Teraz mierzył niecałe cztery centymetry wzrostu! Żeby stał się większy, rodzina Teavee udała się do specjalnego pomieszczenia, w którym testowano elastyczność i rozciągliwość gumy do żucia. Mike miał przejść ten sam zabieg, by nie był już takim mikrusem. W ten sposób na zwiedzaniu fabryki  został już tylko Charlie i dziadek Joe. Willy Wonka wpadł w euforię i gratulował mu nagrody. Jednak zarówno Charlie, jak i dziadek Joe, nie wiedzieli, o co chodzi. Ponownie weszli do szklanej windy. Pan Wonka wybrał przycisk: w górę i na zewnątrz. Cały czas lecieli do góry, aż zobaczyli, że przebijają dach fabryki! Rozległ się niesamowity huk, a winda leciała bardzo wysoko nad miastem! Chwilę potem zobaczyli poniżej wszystkie dzieci, które nie zwiedziły fabryki do końca. Wszystkie wyszły z fabryki zdrowe, chociaż nie obyło się bez pewnych zmian.
Pan Wonka miał do przekazania Charliemu bardzo ważną rzecz: chciał mu oddać fabrykę, gdy jemu pozostanie odejść z tego świata. Chciał także, by cała rodzina przeprowadziła się do niej. Gdy lądowali, przebili dach domu. Chłopca i staruszka ogarnęła wielka radość, do której nie można niczego porównać. Charlie i dziadek Joe opowiadali wszystkim domownikom o cudach fabryki czekolady i zapraszali do niej. Nikt jednak nie chciał opuszczać domu. Na to Pan Wonka wepchnął łóżko z trojgiem staruszków do windy, a później zrobił to samo z rodzicami chłopca. I tak rodzina zamieszkała w fabryce, a od tej chwili ich życie było bardzo kolorowe i bardzo słodkie!

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: