Harry Potter - Rozprawka

O gargantuizmie spektakularnego sukcesu J.K. Rowling niech świadczy fakt, jak brutalnie niewielu twórcom – czy to filmowym, czy literackim – udało się wprowadzić swoje dzieła na szczyty mainstreamowego (z ang. głównonurtowego) Olimpu. I choć gronu sceptyków po nocach śnią się argumenty umniejszające skalę trudności dojścia do triumfu przez serię o Harry Potterze, niedopuszczalnym wręcz byłoby zlekceważenie formatu konkurentów, z którymi zmuszony był się zmierzyć książkowy Wybraniec. Bowiem Joanne, bo tak brzmi prawdziwe (i jedyne) imię autorki, o skrawek w blasku fleszy i sercach publiczności przyszło rozpychać się łokciami z prawdziwymi tuzami branży. Pokroju powracających w chwale „Gwiezdnych Wojen” oraz przeżywającej drugą młodość trylogii „Władcy Pierścieni”. Z dzisiejszej perspektywy uznać ten wyczyn za zwyczajne powodzenie to wyjątkowe niedopowiedzenie.

I tak przez przeszło dwie dekady Rowling zaliczała susami kolejne stopnie medialnej i biznesowej kariery, by w pewnym momencie osiągnąć według magazynu Forbes zawrotną wartość netto oscylującą wokół jednego miliarda dolarów. Przy akompaniamencie błyskawicznie rozrastającego się uniwersum „Wizarding World” jej status kobiety sukcesu zdawał się być nienaruszalnie przypieczętowany „wieczystą przysięgą”. Dziś jednak na pęczki jest osób, które najchętniej osierociłyby „Chłopca, który przeżył” raz jeszcze. Co zatem sprawiło, że w ostatnim czasie do antyklubu J.K. Rowling dokuśtykało tak liczne grono krytyków (jeśli uznać ich opinie za uzasadnione) bądź też zwyczajnych hejterów (jeśli z kolei uznać ich zdanie za bezpodstawne)? Czy faktycznie matka sukcesu „Harry Pottera” jest obecnie dla przyszłości swojego cudownego dziecka największym zagrożeniem?

Niczym więcej niż truizmem jest przyznanie, iż persony o tak szerokim kulturowym wpływie niosą na swych twórczych barkach wielowymiarową odpowiedzialność społeczną. Od osób, których nazwiska zapiszą się na stałe w historii ludzkości, a do tego niewątpliwie pretenduje J.K. Rowling, oczekuje się najzwyczajniej „czegoś więcej”. To właśnie krótkowzroczność i niedojrzała ignorancja dla kształtujących się ruchów w społeczeństwie postawiły udział Joanne w życiu własnej marki pod znakiem zapytania, na co dowody znaleźć można na ulicy. Te wręcz same pukają do drzwi, stawiając wykluczenie autorki z prac nad kolejnymi projektami z uniwersum w roli dodatkowego atutu tychże produkcji. Tak stało się w wypadku nadchodzącej wielkiej gry wideo „Hogwart. Dziedzictwo” i tak być może stanie się w wypadku zbliżającej się trzeciej części filmowej serii „Fantastyczne Zwierzęta”.

Merytoryczną warstwę krytyki dodatkowo napędza pierwotna idea, która przyświecała Rowling przy tworzeniu świata „Harry Pottera”, a która opierać się miała na wzajemnej tolerancji i akceptacji – wypracowaniu środowiska przyjaznego i otwartego dla każdej indywidualności. Jakże stanowczo w opozycji wobec powyższych wartości stają transfobiczne słowa, którymi pisarka postanowiła bezrefleksyjnie podzielić się z całym światem za pomocą Twittera.

Prócz ideologicznej hipokryzji i ignorancji dla zmieniającego się świata, negatywnie należy ocenić również wyjątkowo niską świadomość wizerunkową. Z racji silnego uzależnienia marki Wizarding World od nazwiska Rowling, jej internetowe wybryki mogły przecież postawić całą franczyzę w newralgicznym punkcie jej historii. Nie byłoby ostatecznie niczym nowym dla współczesnego medialnego świata, gdyby największe osobowości, chcąc odciąć się od dyskryminujących poglądów autorki, zrezygnowały z pracy w produkcjach z nią kojarzonych. Tak drastyczne reakcje mogłyby z kolei być pierwszym krokiem do powolnej i bolesnej śmierci dziedzictwa „Harry Pottera”.

Nagła separacja Rowling od świata franczyzy jawi się więc jako decyzja co najmniej rozsądna biznesowo. Stanowi również brutalny przykład korporacyjnie zbudowanej rzeczywistości, w której mechanizmy obronne uruchamiane są wręcz bezwarunkowo, a sentyment traci jakąkolwiek wagę w obliczu zagrożenia. Czyn J.K. to także cenny wkład do puli grzechów popkultury. Ta bowiem nie jest jednakowo łaskawa dla każdego, a dyskryminacja mniejszości okazuje się być dla niej problemem większego kalibru niż choćby uzależnienie narkotykowe. (Kto nie kocha Roberta Downey Jr., niech pierwszy rzuci kamień.) A w tym konkretnym wypadku jedynie czas zweryfikuje, jak długo potrwa ostracyzm pisarki i czy kiedykolwiek jeszcze sympatia wyprze gorzki grymas.

Co jednak pozostaje przeciętnemu odbiorcy, który wrzucony w nieustającą debatę pt. „Utwór kontra Twórca” musi zmierzyć się z zarzutem, jakoby korzystając z utworu wspiera jego autora? Choć Rowling daleko do oskarżeń krążących nad Romanem Polańskim czy Michaelem Jacksonem, zarząd Wizarding World wolał nie ryzykować stawiania publiczności przed podobnym dylematem. To dowód na to, że słowo warte miliard dolarów może odebrać o wiele więcej w zaledwie chwilę. Zachodzi zatem pytanie, czy czyjekolwiek słowo winno być tak cenione?

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: