Menu książki:
Władca Pierścieni – J.R.R. Tolkien - Recenzja książki
Trylogia „Władcy Pierścieni” jedna z pierwszych które przeczytałem. Chociaż określenie przeczytałem jest zdecydowanie na wyrost w przypadku wersji papierowej adekwatnym określeniem będzie „wymęczyłem”. Dużo bardziej byłem usatysfakcjonowany ekranizacją, która pozwoliła mi bardziej poczuć więź z Bagginsem i innymi.
Książka opowiada o Bilbo Bagginsie, młodym chłopaku, który wpada w posiadanie pierścienia, który nosi ze sobą moc niemal grożącą zagładą. Wiedzą o tym osobnicy, którzy są w stanie zrobić wszystko aby tylko owy pierścień trafił w ich posiadanie.
Z inicjatywy Gandalfa, jednej z najbardziej charakterystycznych postaci, chyba w ogóle w historii fantastyki literackiej, wyruszają w podróż której finałem ma być zniszczenie klejnotu. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem, oprócz sojuszników, Baggins spotyka także nieprzyjaciół, wszystkie te sploty wydarzeń sprawiają, że w pewnym momencie każdy zaczął grać na swoje konto. A podróż tak naprawdę zamienia się w jedną wielką bitwę.
Wiele aspektów w tej trylogii stoi na absolutnie światowym poziomie, ogrom bohaterów, ich historie, opisane bardzo barwnie, tak, że każdy może znaleźć bohatera z którym można się zżyć, nabrać do niego szacunku, uczucia. Osobiście mam jednak duży absmak jeżeli chodzi o sam język powieści. Czasem jak już wspomniałem na wstępie mocno się męczyłem, język w pewnych momentach był potwornie ciężki do czytania, sprawiający wrażenie, że nie zostaliśmy zaproszeni do mitycznej krainy a jakiegoś krwawego rzeźnika który rzuca słowami które budzą społeczne poczucie zażenowania. Kolejny problem to czcionka. Kiedy kończyłem trylogię miałem około 19-20 lat, przyznaje, że minimum 3 krotnie odkładałem czytanie tej powieści na minimum tydzień, bo oczy odmawiały mi totalnie posłuszenia. Czcionka zmuszała do wysiłku porównywalnego z wnoszeniem worka ziemniaków na 22 piętro. Osobiście nie jestem też fanem powieści, które rozkładają się na wiele wieczorów, oczywiście mogą być też fani którzy wręcz celowo rozkładają sobie czytanie na 20-30 stron dziennie. Ja niestety nie jestem fanem takiego czytelnictwa i potwornie męczyłem się kiedy książka swoim stylem zmuszała do nadmiernego wysiłku.
Bardzo duży plus za to, że mimo ogromu bohaterów dało się z większości wykrzesać jakieś pokłady indywidualizmu, czuć było, że to nie jest tylko książka pod tytułem „Frodo Baggins chcący rozwalić pierścień bo go denerwuje”, wiele historii jest wbijających cię w fotel. Frodo ze Samem który samotnie eksplorują Emyn Miul, narracja która trzyma czytelnika w nieustającym napięciu, sprawiająca, że autentycznie im kibicujemy, socjotechniczne zagrywki autora, mające wzbudzić ciekawość, mające wzbudzić zachwyt, więź z bohaterem.
Książka która miała nam pokazać aspekt wielkiej wojny na granicy Mordoru, zdradzie największego z największych Sarumana, czy wojnie Gondoru z wielkimi siłami ciemności. Wyłania się coś co buduje kolejne pokolenia osób, które nierzadko kształtują swoją osobowość poprzez te trylogię.
Tutaj absolutnie nie używam górnolotnych porównań, niech świadczy o tym fakt, że trylogia zajęła 4 miejsce na liście pozycji z największym nakładem sprzedanych egzemplarzy, a przegrała tylko z Biblią (co chyba jest dosyć oczywiste), z przypowieściami Mao Zedonga i powieściami o Harrym Potterze.
Myślę, że gdyby ekranizacja nie była tak wybitna jak sama książka to byłaby szansa powalczyć z książką J.K Rowling o podium, przygotowując się do swojej recenzji poczytałem sobie trochę opinii innych osób o samej książce :
„Książka fajna, w pewnym momencie jednak opis krajobrazu zbyt męczący, czułam się jakbym sama wspinała się po kolejnych górach”
„Gdybym nie przeczytał książki to nigdy bym nie pomyślał, że tam są momenty które mogą wymęczyć człowieka. Potencjał uwypuklony dopiero w filmie”
Takich opinii jest zdecydowanie więcej, kluczem jest słowo, męczenie. Ja naprawdę nie uważam, że mamy kraj patentowanych czytelniczych leni. Ale jeżeli tyle osób wystawia bardzo podobny obraz swojego odczucia. To chyba coś jednak jest na rzeczy, nie twierdzę, że książka jest pisana w sposób nieprzemyślany, jeżeli piszesz 3 części jednej z najlepszych serii w historii ludzkości, to musisz mieć pióro poziomu latającego mistrza Spaghetti. Jednak czasami odnosi się nieodparte wrażenie, że książka ma ci wpompować bicepsa Pudzianowskiego i poczuć jakieś wyimaginowane męczarnie. Czy taki był zamysł? Nie mnie to oceniać.
Czy mogę polecić osobom które jeszcze nie zabrały się za tę pozycję, aby się za nią zabrały? Zdecydowanie tak, nie tylko dla otworzenia swojego umysłu na kolejne doznania. Ale książka skłania do wielu refleksji. Rozdzielenie Bagginsa, Gandalfa czy innych zmusza do myślenia, jak bardzo ważne w życiu jest współpraca, chęci do samozaparcia. Zdrady najważniejszych bohaterów podejmują w nas pomyślunek, czy to nie jest droga prowadząca donikąd.
Tytuł moim skromnym po prostu inspiruje, budzi nas do refleksji, być może męczy, ale na pewno jest pozycją, którą prędzej czy później należy wziąć w swoje posiadanie i przeczytać, bo jest utworem ponadczasowym, który nie zestarzeje się nigdy.