Harry Potter i Kamień Filozoficzny - Rozprawka

„Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą.” – Albus Dumbledore, Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Powszechnie uważa się, że człowiek boi się nieznanego. Jednak czy jest tak naprawdę? Może jednak prawda jest inna? W związku z postawionymi uprzednio pytaniami nasuwa się kolejne – czy nazwanie danej rzeczy umniejsza lęk przed nią? A może jednak to niczego nie zmienia? W niniejszym tekście omówimy ten pogląd, uzasadniając, dlaczego Albus Dumbledore miał rację.

Na wstępie należy postawić sobie kolejne pytania: dlaczego ludzie boją się rzeczy, których nie znają? Czemu wyrażają je poprzez eufemizmy lub ogólnikowe wyrażenia pokroju „taki gość”, „zły czarodziej”? Jaki jest cel takich działań?
Jak wynika z definicji Słownika Języka Polskiego, eufemizm ma za zadanie złagodzić drastyczne, nieprzyzwoite bądź dosadne wyrażenia. Ma zastąpić nazwę prawdziwej rzeczy i nie mówić o niej wprost. „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” doskonale ilustruje problem w tym zakresie.
Przykładem, a zarazem potwierdzeniem postawionej tezy może być Hagrid, który stosuje wyrażenia zastępcze, nie chcąc wypowiadać prawdziwego imienia Lorda Voldemorta.
„- To się chyba zaczęło od… od takiego gościa… (…) nie lubię wypowiadać jego imienia, jak nie muszę. Nikt tego nie lubi. (…) Garbate gargulce, Harry, ludzie wciąż mają pietra.” („Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, str. 37)
Jak widać, Hagrid stosuje tu ogólnikowe wyrażenia, nie chcąc opisać prawdziwej natury problemu – jednak niczego to nie zmienia. Uważam, że unikając bezpośredniego wypowiedzenia imienia Lorda Voldemorta, jednocześnie potęguje swój strach przed nim. Uciekanie się do eufemizmów lub zastępczych imion zwiększa lęk, gdyż nietrudno dopowiedzieć sobie coś więcej. Bo kim jest „taki gość” lub „zły czarodziej”? Mógłby nim być każdy, nawet jeżeli zdajemy sobie sprawę z tego, że mówimy o konkretnej osobie. Nie wiemy, jakie ma cechy charakteru, jak wygląda i kim tak naprawdę jest, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, w jaki sposób działa. Ulegamy w ten sposób naszej wyobraźni, która bazuje tylko na ostatnim punkcie spośród wymienionych powyżej – naszej świadomości prawdziwej istoty jego poczynań.
Ten pogląd potwierdza Władysław Tatarkiewicz w książce „O szczęściu”, mówiąc: „Strachy wytworzone przez wyobraźnię są naszymi gorszymi wrogami, bo niepodobna ich uchwycić, a przez to trudno z nimi walczyć”.
Oznacza to, że to umysł staje się przeciwnikiem, klatką, w której sami się zamykamy w lęku przed nieznanym. W związku z tym nasuwa się także kolejne pytanie – dlaczego Lord Voldemort nadał sobie taki, a nie inny przydomek, a jego podwładni nazywali go „Czarnym Panem”?

Jak słusznie zauważył Paulo Coelho, „aby zapanować nad człowiekiem, trzeba sprawić, by zaczął się bać”. („Demon i panna Prym”). Wyżej zostało już powiedziane, że unikając jednoznacznego nazwania rzeczy po imieniu, ulegamy wyobraźni i dopowiadamy sobie w ten sposób różne rzeczy. Wówczas wszystko staje się niejasne, rozmyte, nieokreślone. Dokładnie o tym samym mówi Albus Dumbledore podczas swojego spotkania z profesor Minervą McGonagall – „to wszystko staje się takie mętne, kiedy wciąż mówimy „Sam-Wiesz-Kto”. Nigdy nie widziałem powodu, by bać się wypowiedzenia prawdziwego nazwiska Voldemorta” (vide str. 9).
Ale jednocześnie taki właśnie efekt chciał osiągnąć Sam-Wiesz-Kto! Łatwiej bać się „Lorda Voldemorta” niż „Toma Riddle’a”. Określenie „taki gość” nie wzbudza lęku, w odróżnieniu od „potężnego czarnoksiężnika” bądź „Czarnego Pana”. Wynika to z tego, że taka osoba wydaje się bardziej swojska i przeciętna. Jednocześnie umniejszamy jej znaczenie, a zarazem rozmywamy cały obraz, ulegając wyobraźni, jak zostało już powiedziane powyżej. Co istotne, pseudonim „Czarny Pan”, stosowany głównie wśród Śmierciożerców – czyli podwładnych Voldemorta – miał wywoływać lęk także w nich samych. Nie byli więc wyjęci spod reguły strachu.
Uważam, że przydomki te nie są bezpodstawne – mają potwierdzić status czarnoksiężnika, powiedzieć innym o jego mocy, sile, potędze. Powinny wywoływać lęk, przerażenie, świadomość „lepiej się przed nim ukorzyć, zamiast doznać kary z jego strony”.

Zacznijmy od omówienia przydomka „Lord Voldemort”. Jak wiemy, wywodzi się on z języka francuskiego. Jego składowe – „eVOLo” (uciekać), „de” (od) „MORTis” (śmierć) ukazują jednoznacznie jego cel, stanowiąc także równocześnie anagram od jego prawdziwego imienia (w oryginale było odrobinę inaczej: „I am Lord Voldemort” – „Tom Marvolo Riddle”). Natomiast tytuł szlachecki, który Czarny Pan sam sobie nadał, jest równie wymowny! „Lord” oznacza kogoś wielkiego, osobę, która coś osiągnęła (dzięki czemu zdobyła to miano). Podobnie jest z „Czarnym Panem”. Tutaj musimy odnieść się do kolorów i tego, jak są odbierane. Teoria barw w kulturze europejskiej sugeruje negatywny kontekst czerni – między innymi śmierć, żałobę, tajemniczość, władzę, czy nawet dramatyzm i dostojność. Okultyzm natomiast traktuje ten kolor jako symbol zniszczenia, nocy, rozpaczy i tragedii. Teologia mówi zaś, że czerń oznacza brak wiary i grzech, ale także pokorę i wyrzeczenie. Pasowałoby to do Czarnego Pana, jako że w swoich poszukiwaniach nieśmiertelności musiał poświęcić wiele rzeczy. W religii barwa ta jest także kolorem diabła – na przykład w malarstwie. Wszystko to jednoznacznie sugeruje osobę złą, stojącą po ciemnej stronie, bez zasad moralnych i nie wahającą się popełniać najgorszych czynów. „Pan” według SJP oznacza natomiast „kogoś, kto ma władzę”. Sugeruje to, że Lord Voldemort jest ponad innymi ludźmi. A „władając” nimi, może uczynić wszystko, co chce. Pan może karać, zniszczyć, wygnać, odebrać życie – jest niczym Bóg. Nie jest to nieuzasadnione twierdzenie. Wynika to stąd, że także Boga określamy tym mianem, mówiąc np. „zasnął w Panu”.
Podobnie jest z pseudonimem Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, stosowanego zamiennie z Sam-Wiesz-Kto. Został on nadany Lordowi Voldemortowi w obawie przed pozostałymi jego przydomkami. Siłą rzeczy nasuwa się pytanie, dlaczego jego imienia nie wolno wymawiać? Wszakże nie było to nigdzie oficjalnie zakazane, powiedziane, napisane.
Światło na to rzucają nam fragmenty z „Insygniów Śmierci”, sugerując, że na to imię najprawdopodobniej rzucono coś w rodzaju Namiaru – zaklęcia, lokalizującego nieletniego czarodzieja używającego magii. W tym przypadku wywołanie Voldemorta po imieniu mogło sprawiać, że Czarny Pan pojawiał się osobiście – a jeśli nie on, to Śmierciożercy. Potwierdza to scena, w której Hermiona nieświadomie wymienia jego tytuł po teleportacji na Charing Cross Road. Wówczas wraz z przyjaciółmi udaje się do pobliskiej kafejki, gdzie wywiązuje się rozmowa między nimi: „Wiemy, co się dzieje! Voldemort opanował ministerstwo, czego jeszcze chcesz się dowiedzieć?” („Harry Potter i Insygnia Śmierci”, str. 173). Wywołanie imienia sprawiło, że pojawili się Śmierciożercy – tak więc, sądząc po tej sytuacji, Czarny Pan najprawdopodobniej zaklął swój przydomek. Tylko jaki to mogło mieć cel?
Bazując na wiadomościach zawartych w całokształcie książki, można się domyślać, że tylko osoby, które się go nie bały, potrafiły wymawiać jego imię bez strachu. Zaklęcie rzucone na tytuł „Lord Voldemort” sprawiło, że przeciętni, zwykli czarodzieje musieli polegać na łamigłówkach językowych pokroju „Sam-Wiesz-Kto”, żeby go nie wywołać (ani Śmierciożerców!). To tłumaczy również inną jego nazwę – „Ten-Imienia-Którego-Nie-Wolno-Wymawiać”. Nie mówiąc o nim wprost, można było uniknąć jego wizyty. Jednocześnie to również potęgowało lęk przed wspomnianym czarnoksiężnikiem.
Jak więc, bazując na przytoczonych przykładach, przydomek „Czarny Pan” lub „Lord Voldemort”, miał nie przerażać, podobnie jak „Sam-Wiesz-Kto”, w porównaniu do „Toma Riddle’a”? Na tej podstawie uważam, że niemożliwe jest uniknąć wówczas atmosfery strachu.

Mój pogląd, a zarazem tezę postawioną w tekście, wydaje się potwierdzać kolejny przykład na podstawie omawianej tu książki:
„Harry zamyślił się głęboko. Dostawał gęsiej skórki za każdym razem, kiedy wspominano Sam-Wiesz-Kogo. Przypuszczał, że to jeden ze skutków znalezienia się w magicznym świecie, ale czułby się o wiele lepiej, gdyby mógł wypowiadać słowo „Voldemort” bez dreszczu strachu.” (vide str. 72)
Lęk wynika z prostej przyczyny. Harry, nie znając prawdziwej natury Czarnego Pana, jak dotąd słyszał o nim jedynie opowieści, gdzie wielokrotnie podkreślano jego moc i potęgę. Mówi to sam Hagrid podczas rozmowy w Dziurawym Kotle: „jedni mieli stracha, drudzy na pewno chcieli móc to co on, bo naprawdę był potęgą, niech skonam” (vide str. 38). Potwierdza to w dalszej części swojej wypowiedzi, kontynuując swoją historię: „jeszcze nie było takiego, co by przeżył, jak on postanowił kogoś ukatrupić, tylko ty, a trzeba ci wiedzieć, że on wykończył najlepsze czarodziejki i najlepszych czarodziejów naszych czasów…” (vide str. 38). Mówi to także Ollivander: „Ostatecznie Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać dokonywał wielkich rzeczy… strasznych, to prawda, ale wielkich” (vide str. 58).
Możemy znaleźć potwierdzenie tego faktu również w rozmowie z Ronem, podczas której Harry mówi wprost „(…) nie wiedziałem, że jestem czarodziejem, kim byli moi rodzice albo ten Voldemort…” (vide str. 67). Wywołuje to przerażenie, ale także podziw ze strony jego rozmówcy. Widząc reakcję Rona, Harry wyjaśnia: „ja po prostu nie wiedziałem, że nie powinno się go [przydomku] wymawiać” (vide str. 67 – 68). Nabycie świadomości sprawiło, że również Harry zaczął odczuwać lęk przed tym imieniem.

Co istotne, w książce pojawia się bardzo ważna scena, która także udowadnia tezę postawioną w tekście. Na tej podstawie sądzę, że stanowi ona doskonałe podsumowanie całości. W tejże scenie Harry znajduje się w skrzydle szpitalnym, lecząc rany poniesione po walce z Czarnym Panem. Wspominam o tym z tego względu, że jest to bardzo istotne w całokształcie sytuacji.
„- Mogłeś umrzeć! – zawył Hagrid. – I nie wypowiadaj tego imienia!
– Voldemort! – ryknął Harry i to Hagridem tak wstrząsnęło, że przestał szlochać.
– Zmierzyłem się z nim i nazywam go po imieniu!” (vide str. 197).

Jak widać, dopiero po spotkaniu się z Tomem Riddle’em twarzą w twarz Harry utracił lęk przed imieniem „Sam-Wiesz-Kto” czy nazwą „Lord Voldemort”. Poznał zagrożenie – a więc potrafił je jednoznacznie nazwać, określić, uświadomił sobie, że nie jest to niepokonany czarnoksiężnik, jak by się wydawało, tylko słaby człowiek, który częściowo utracił moc. Tak więc na podstawie wymienionych powyżej argumentów uważam, że Albus Dumbledore słusznie ujął istotę problemu – nieznajomość nieznanego potęguje nasz strach.

Cała szkoła w Twojej kieszeni

Sprawdź pozostałe wypracowania:

Język polski:

Geografia: