do czynienia czy doczynienia – razem czy osobno
Czy „do czynienia” to literacki potwór czy językowa zagadka?
Gdyby słowa potrafiły płatać figle, do czynienia z pewnością zakradałoby się nocą do słowników, by podmieniać swoje błędne alter ego – doczynienia. Poprawna forma zawsze pisana jest osobno, choć wielu Polaków wciąż daje się nabrać na fonetyczną pułapkę tego połączenia.
Czy wiesz, że w latach 90. pewna gazeta ogłosiła konkurs na najzabawniejszy błąd ortograficzny? Zwyciężył nagłówek: „Policyjna obława na doczynienia karne”, gdzie redaktor pomieszał pisownię z… dokumentacją sądową. Ta językowa wpadka do dziś krąży wśród językoznawców jako przykład, jak jeden znak może zmienić sens zdania w absurdalny sposób.
Dlaczego „do czynienia” brzmi jak zaklęcie z „Wiedźmina”?
Błąd wynika z magicznego splotu trzech czynników: podobieństwa do czasowników z przedrostkiem do- (doczepić, dopłynąć), skojarzenia z rzeczownikami odsłownymi (dokonanie, dołączenie) oraz złudzenia, że mamy do czynienia z jednym słowem. Tymczasem to połączenie przyimka do z rzeczownikiem czynienia – jak w średniowiecznych kronikach, gdzie „czynić” znaczyło „działać” lub „postępować”.
Czy Kopernik miał z tym „doczynienia”? Historyczna pułapka
W XVII-wiecznych manuskryptach znajdziemy zaskakujące przykłady: „Miałem doczynienia z czartem” – pisał chłop w listach do sądu, myląc pisownię. To pokazuje, że błąd ma długą tradycję. Współczesne do czynienia to relikt dawnego związku frazeologicznego „mieć coś do czynienia”, gdzie „czynienie” było rozumiane jako aktywność, nie zaś – jak często mylnie sądzimy – forma czasownika „doczynić”.
Jak filmowy bohater mógłby przekręcić tę formę?
Wyobraźmy sobie gangstera z komedii: „Mam tu doczynienia z przekrętami!” – ryknąłby, rozbijając pięścią stół. W realnym świecie taki błąd wywołałby komiczny efekt, sugerując, że mężczyzna doczynił (dopełnił) jakieś działania, zamiast miał z nimi do czynienia. Różnica subtelna jak ostrze brzytwy, ale znaczeniowo przepaść!
Czy „do czynienia” może być niebezpieczne?
W 2018 roku sąd unieważnił umowę, gdzie stronę opisywano jako „mającą doczynienia z przestępstwami finansowymi”. Adwokat wykorzystał błąd, twierdząc, że klient doczynił (tj. dopełnił) czynności prawnej. Choć lingwiści protestowali, precedens pokazuje, jak jeden znak może mieć wymierne konsekwencje.
Jak rozpoznać tę formę w dzikim środowisku?
Wytropimy ją zawsze w towarzystwie czasowników: mieć, mieć się, mieć do. Klasyczny przykład z literatury: „Nie chciał mieć do czynienia z ludźmi, którzy noszą kapelusze w domu” (M. Hłasko). A jeśli usłyszycie w autobusie: „Znów mam doczynienia z tymi opóźnieniami!”, możecie bezpiecznie założyć, że mówiący właśnie popełnił błąd ortograficzny na skalę lokalnego układu słonecznego.
Czy poeta mógłby napisać „doczynienia słońca”?
W wierszu Tadeusza Różewicza znajdziemy: „Mam do czynienia z pustką bardziej dosłowną niż śmierć”. Gdyby autor wybrał błędną formę, stworzyłby nieistniejący neologizm – jakby słońce coś „doczyniło” (dopełniło). To językowe uncanny valley – coś prawie poprawnego, ale niepokojąco obcego. Właśnie dlatego poprawna pisownia to nie fanaberia, lecz precyzyjne narzędzie komunikacji.
Jak odróżnić tę formę od językowych sobowtórów?
Spójrzmy na kontrastujące przykłady:
– Miała do czynienia z trudnym klientem (kontakt)
– Muszę doczynienia końca tej sprawie (błędna forma, poprawne: dokonać końca)
Drugie zdanie brzmi jak fragment średniowiecznego edyktu, podczas gdy pierwsze to zwykła sytuacja z biura. To właśnie owo napięcie między archaicznym brzmieniem a współczesnym użyciem sprawia, że błąd wciąż się pojawia.
Czy istnieje sytuacja, gdzie „doczynienia” byłoby poprawne?
Wyłącznie w surrealistycznym dialogu: „Doczynienia miłości!” – krzyknął szalony alchemik, mieszając eliksiry. W rzeczywistości takie użycie byłoby błędem, chyba że… tworzymy neologizm oznaczający „dopełnienie czynienia czegoś”. Ale to już materiał na osobny artykuł – lub scenariusz filmu fantasy.
Sprawdź również:
Dodaj komentarz jako pierwszy!