dusigrosz czy dusi grosz – razem czy osobno
Dusigrosz – czy ten skąpiec dusza grosze w portfelu?
Gdyby każdy błąd ortograficzny zostawiał ślad na naszym ciele, piszący dusi grosz chodziliby z sinymi palcami od zaciskania monet. Poprawna forma to bowiem dusigrosz – jeden wyraz, który od XIX wieku opisuje człowieka tak skąpego, że zdaje się „dusić” każdy grosz w portfelu. Dlaczego ta pisownia przyprawia o zadyszkę nawet bywalców literackich salonów?
Skąd się wziął ten dziwoląg językowy?
Wyobraź sobie XIX-wieczną karczmę, gdzie chłop przekomarza się z żydowskim karczmarzem: „Ty byś i złotówkę w pięści zdusił, aż by skrzypiała!”. Z takich codziennych przezwisk powstał dusigrosz – połączenie czasownika „dusić” z rzeczownikiem „grosz” w jeden byt, jak Frankenstein zszyty z językowych fragmentów. W przeciwieństwie do wyrażeń typu „dusi mię” (gdzie „dusi” to czasownik), tu mamy do czynienia z zastygłą w słowie metaforą.
Dlaczego „dusi grosz” brzmi jak instrukcja tortur dla monet?
Gdy piszesz to osobno, tworzysz nieświadomie makabryczną scenkę: oto jakaś ręka („dusi”) maltretuje biednego „grosza”. W reklamie funduszu inwestycyjnego brzmiałoby to absurdalnie: „Nie bądź dusi grosz! Pozwól swoim oszczędnościom oddychać!”. Tymczasem dusigrosz to przenośna całość – jak „łamigłówka” czy „śpioch” – gdzie poszczególne człony tracą pierwotne znaczenie.
Jak rozpoznać dusigrosza na literackim salonowym przyjęciu?
W „Lalce” Prusa nie znajdziesz dusi grosz, za to Wokulski nazywa tak subiekta Rzeckiego: „Mój dusigroszu stary, zamiast liczyć banknoty, policz lepiej lata, które ci zostały”. Gdyby Bolesław Prus rozdzielił te słowa, scena zamieniłaby się w groteskę – jakby Ignacy naprawdę dusił monetę w dłoni, zamiast być symbolicznym sknerą.
Czy w filmie „Vabank” mówiliby „dusi grosz”?
Gdyby Jan Machulski wcielający się w Kramera powiedział „Jestem dusi grosz”, publiczność pukałaby się w czoło. Ale jego „Jestem dusigrosz, panie Kwinto. Szeląg do szeląga!” od razu tworzy charakterystykę postaci. To różnica jak między „człowiek wilk” (hybryda z horroru) a „wilkołak” (gotowy byt mitologiczny).
Dlaczego nawet inteligentni ludzie mylą tę pisownię?
Winowajcą jest tzw. iluzja analizy – mózg, słysząc „dusigrosz”, automatycznie dzieli wyrażenie na logiczne części: czasownik + rzeczownik. To tak, jakbyśmy widząc słowo „nieboszczyk”, próbowali szukać „boszczych” istot. Do tego dochodzi analogia do konstrukcji „dusi kota” (gdzie rzeczywiście mamy czasownik i dopełnienie), ale w naszym przypadku to pułapka!
Jak zapamiętać pisownię przez… gotowanie?
Wyobraź sobie, że dusigrosz to specjalny rodzaj pieroga – taki, w którym mięso zastąpiono monetami. Gdybyś napisał „dusi grosz” na menu, klienci spodziewaliby się dania z duszoną monetą (co brzmi jak performance artystyczny). To absurdalne skojarzenie sprawi, że już nigdy nie rozdzielisz tego słowa.
Czy w erze BLIK-a i kryptowalut potrzebujemy jeszcze dusigroszy?
Współczesne memy pokazują, że termin ma się świetnie: „Dusigrosz 2.0: zamiast dziurawych skarpet, hasło do konta w chmurze”. Gdyby Jan Kochanowski żył dziś, pewnie pisałby fraszki o dusigroszach liczących cyfrowe grosze w Excelu. Pisownia łączna jest jak wi-fi dla tego słowa – pozwala mu działać w nowych kontekstach bez utraty tożsamości.
Jak brzmiałaby miłosna ballada o dusigroszu?
„Nie jestem dusi grosz – szeptał, ściskając jej dłoń,/ Lecz w jego kieszeni złoty pierścionek drżał…” – widzisz, jak rozdzielenie słów psuje rytm i wprowadza komiczne skojarzenia? W poezji dusigrosz działa jak zwarta metafora, podczas gdy pisane osobno wyrażenie rozłazi się jak rozsypane monety.
Czy istnieją inne „dusi-” potwory językowe?
Historycznie próbowano tworzyć analogie: „dusibrat” (ten, kto duszonego brata sprzedałby na targu), ale tylko dusigrosz przetrwał próbę czasu. To językowy unikat – jak platyna wśród metali szlachetnych. Gdyby każda taka konstrukcja się przyjęła, mielibyśmy dziś całe zoo: dusikoty, dusikwiaty, dusikielichy…
Sprawdź również:
Dodaj komentarz jako pierwszy!