🎓 Poznaj Panda Genius – Twojego edukacyjnego superbohatera! https://panda.pandagenius.com/

Szekspir czy Sheakspare

Dlaczego „Szekspir” to jedyna poprawna forma, a „Sheakspare” wywołałby u dramaturga atak furii?

Gdyby William Shakespeare przeczytał swoje nazwisko zapisane jako Sheakspare, najpewniej sięgnąłby po pióro, by poprawić ten barbaryzm. W języku polskim jedynie forma Szekspir ma rację bytu – i to nie tylko ze względów ortograficznych, ale przede wszystkim historyczno-kulturowej tradycji. Ta pozornie niewinna literówka to językowy odpowiednik wystawienia „Hamleta” z papugą w roli Ofelii.

Czy wiesz, że pierwsze polskie wydanie dzieł Szekspira z 1875 roku zawierało aż 17 różnych wariantów zapisu jego nazwiska? Dopiero słynny przekład Józefa Paszkowskiego ustandaryzował formę „Szekspir”, która przetrwała do dziś jako wzorzec poprawności.

Skąd się wziął ten angielski intruz w polskiej ortografii?

Błąd Sheakspare najczęściej wynika z kolizji fonetyki i grafii. Angielskie „Shakespeare” wymawiane jest /ʃeɪkˌspɪər/, co niektórym przypomina polskie „szejkspir”. To klasyczny przykład hybrydy językowej – próba mechanicznego przełożenia angielskiej wymowy na polską pisownię, która ignoruje trzy wieki tradycji tłumaczeniowej. W efekcie otrzymujemy potworka językowego, jakby ktoś chciał wystawić „Makbeta” w stroju krakowskim.

Jak rozpoznać fałszywego Szekspira w tłumie?

Wystarczy spojrzeć na literaturę: od „Szekspirowskich sonetów” Miłosza po „Szekspira współczesnego” Kotta. Wszystkie liczące się opracowania używają wyłącznie formy z „ks” w środku. Nawet w popkulturze – gdy Wojciech Młynarski śpiewał „Szekspir się w grobie przewraca”, nikt nie myślał o Sheakspare. To właśnie ta konsekwencja w pisowni sprawia, że możemy odróżnić naukowca od laika już na pierwszy rzut oka.

Czy istnieją sytuacje, gdy „Sheakspare” miałby rację bytu?

Tylko w jednym, całkowicie absurdalnym przypadku: gdybyśmy przenieśli się do alternatywnego uniwersum, gdzie to Polska skolonizowała Anglię w XVI wieku. Wtedy być może londyńskie teatry wystawiałyby sztuki Wilhelma Sheakspare’a. W naszym rzeczywistym świecie takie zapisy spotyka się jedynie w parodiach – jak w kabarecie „Sheakspare? To ten od remiksów staroangielskich rapsodów?”.

Jak nie popełnić tego błędu podczas randki w teatrze?

Wyobraź sobie scenę: podczas przerwy w „Burzy” mówisz: „Ten Sheakspare to jednak mistrz intrygi!”. Twoja towarzyszka nagle znajduje pilną potrzebę skontrolowania stanu szminek w toalecie. Lepiej brzmi: „Szekspir jak zwykle igra z naszymi emocjami”. Zapamiętaj: litera „k” w środku to twój językowy amulet przeciwko towarzyskiemu faux pas.

Dlaczego sam Szekspir wolałby polską pisownię?

Odpowiedź kryje się w archiwach. W zachowanych podpisach dramatopisarza (pisanych jako Shakspere, Shakspeare lub nawet Shagspere) widać, że sam nie był konsekwentny w zapisie. Polski Szekspir oferuje coś, czego brakowało nawet jemu – stabilność i jednolitość. To jedyna forma, która przetrwała próbę czasu, czego nie można powiedzieć o efemerycznych angielskich wariantach.

Jak ten błąd zmieniłby historię literatury?

Gdyby Stanisław Barańczak w swojemu słynnym przekładzie sonetów użył formy Sheakspare, całe pokolenie polskich anglistów musiałoby tłumaczyć się z nieistniejącego „sheakspariowskiego” stylu. Na szczęście tłumacz pozostał wierny tradycji, a my możemy cieszyć się wersją: „Porównać cię do dnia letniego? Lecz ty jesteś Szekspirowsko bardziej urocza i mniej kapryśna” (Sonet 18).

Czy istnieje językowa zemsta za ten błąd?

Owszem – wystarczy spojrzeć na angielskie próby zapisu polskich nazwisk. Gdy Brytyjczyk pisze „Reymont” jako Raymont, płacze nad „Chopinem” zapisanym Shopan, dostajemy idealne odbicie naszych własnych błędów z Sheakspare. Językowa sprawiedliwość dziejowa w czystej postaci!

Jak wyglądałaby współczesna kultura z „Sheakspare” w tle?

Wyobraźmy sobie: Tadeusz Boy-Żeleński przekładałby „Sheakspare’a”, Jan Kott pisałby o „sheakspare’owskim teatrze okrucieństwa”, a w szkolnym kanonie byłaby „Sheakspare’owska kronika dynastyczna”. Brzmi jak scenariusz alternatywnej rzeczywistości rodem z „Drzazgi” Twardocha. Na szczęście nasze realia chronią nas przed taką literacką aberracją.

Sprawdź również:

Dodaj komentarz jako pierwszy!